Sezon urlopowy w rozkwicie, w zakładach pracy wakacyjne wakaty, a niejeden szef zgrzyta zębami na prawo, które pozwala Polakom urlopować przez prawie miesiąc w roku. Nie jest tak źle.

Reklama

Firma Mercer przeanalizowała światowe praktyki dotyczące wymiaru dni wolnych od pracy. Pod lupę trafiło 40 państw. Z raportu wynika, że najdłużej, bo 30 dni w roku, odpoczywają Finowie, Brazylijczycy oraz Francuzi. 28 dni wolnego przysługuje Litwinom, Rosjanom i Brytyjczykom. My ze swoimi 26 dniami urlopu plasujemy się gdzieś w środku skali. Na przykład Niemcy odpoczywają tylko 20, a pracownicy w USA 15 dni. Jednak najkrótsze płatne urlopy, bo zaledwie 10-dniowe, mają Chińczycy oraz Kanadyjczycy.

Urlop sprzyja wydajności

– Długość urlopu to jeden z niewielu kompromisów, jakie udało się wypracować między pracodawcami a pracownikami. Nigdy nie słyszałem z żadnej ze stron jakichkolwiek sugestii, by ten czas skrócić lub wydłużyć – przekonuje Piotr Rogowiecki, ekspert Pracodawców RP.

Reklama

Nie przekonuje go argument, że krótszy urlopy mógłby w znaczący sposób podnieść PKB. Szacuje się, że w ciągu jednego dnia pracy Polacy są w stanie wyprodukować dobra oraz sprzedać usługi warte 4 mld zł. – Skracanie urlopu doprowadziłoby raczej do większego bezrobocia lub w najlepszym wypadku do obniżenia czasu pracy – ocenia ekspert.



Zmienia się także nastawienie pracodawców. – Coraz więcej z nich ma świadomość, że wypoczęty pracownik jest bardziej efektywny i kreatywny – mówi psycholog biznesu Izabela Kielczyk. Okazuje się, że o wiele taniej jest wysyłać pracowników nawet na długie urlopy, niż eksploatować do granic możliwości, zwalniać i zatrudniać nowych. – Koszty wdrożenia nowego pracownika, wbrew pozorom, są dość duże – przekonuje.

Reklama

I rzeczywiście raport Conference Board, amerykańskiej organizacji pracodawców, wskazuje, że taka polityka daje rezultaty i polscy pracodawcy nie mają podstaw, by narzekać na pracowników. Z szacunków na 2010 r. wynika bowiem, że będziemy jednym z najbardziej produktywnych narodów na świecie. Jak piszą autorzy raportu – gwiazdą. Nasza wydajność w tym roku ma wzrosnąć o 3,6 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. To blisko dwa razy więcej niż średnia unijna. Prześcigamy też Amerykanów, których produktywność wzrośnie o 3 proc., i Japończyków (w Kraju Kwitnącej Wiśni planuje się wzrost na poziomie 2,7 proc.). Niedoścignieni pozostają Chińczycy, których wydajność ma wzrosnąć o 8,2 proc.

Z czego wynika ciągły, następujący z roku na rok wzrost wydajności Polaków, podczas gdy inne kraje i tu notują kryzys? Zdaniem Kielczyk ten trend wprowadza młode pokolenie pracowników. – Wolą zrezygnować z przerw i pracować intensywnie przez 8 godzin, niż zostawać po godzinach lub pracować w weekendy – uważa. Rogowiecki wskazuje, że wyróżniamy się na tle Europy, bo stare kraje Unii wypracowały swój dobrobyt, a my dopiero gonimy te gospodarki. – Niemcy czy Francuzi mają tak rozwinięte zaplecze socjalne, że – mówiąc brutalnie – nie chce im się pracować – mówi ekspert Pracodawców RP. Zaznacza jednak, że taka polityka polegająca na odcinaniu kuponów nie wróży nic dobrego dla gospodarek tych krajów.

Starą Europę bijemy nie tylko pod względem wydajności, ale też pracowitości. Według danych unijnej agendy Eurofound w III kwartale 2008 r. średnio w tygodniu pracowaliśmy 41,7 godzin. Był to 4. wynik w krajach UE. Średnia unijna wynosiła 40,4 godzin. Dla porównania Brytyjczycy pracowali 40,9 godzin, a ostatni w rankingu Francuzi 38,4 godzin. Jedyne, na co narzekają polscy pracodawcy, to liczba świąt państwowych i kościelnych, które rozbijają tydzień pracy, bądź połączone z kilkoma dniami urlopu pozwalają uciekać na długie weekendy. – Nie likwidujmy tych, które już są, ale nie dokładajmy też nowych – proszą. Ale to może być niemożliwe bo – jak przekonuje Matthew Hunt, szef zespołu w firmie Mercer, który doradza międzynarodowym firmom w zakresie zatrudnienia – wraz z rosnącą różnorodnością kulturową w globalnej sile roboczej pojawia się presja do większej elastyczności w zakresie świąt państwowych.