Między tymi dwiema ofertami są tylko bardzo nieliczne. Podobnie jest zresztą z hotelami w większych miastach. Na przykład w pięknej Bydgoszczy przyzwoitego hotelu poniżej 200 zł za noc się nie dostanie.
Oddaje to dobrze dwa wymiary myślenia w Polsce o Polsce. Jedno skierowane do przodu, ale nieco nadmiernie do przodu, i drugie – te domki w lesie, ten brud dookoła (oglądałem niedawno sąsiedztwo pięknego jeziora Firlej) pochodzą jeszcze często z PRL. A nawet w nowych gospodarstwach agroturystycznych często nie uważa się za słuszne, że człowiek chce odpocząć w dużym pokoju z fotelami i własną łazienką.
Naturalnie hotel ze spa na Mazurach za kilkaset złotych na dobę to nie tak wiele jak na cudzoziemców ze strefy euro, ale 200 euro dziennie to już nawet dla nich jest spory wydatek. Czyżby propozycje noclegów wakacyjnych oddawały podział społeczny, jaki istnieje w Polsce?
Zapewne tak, tyle że ten podział podlega zmianie. Cokolwiek by sądzić o jej manierach i zachowaniu – wyrasta w Polsce nowa klasa średnia, która ma już pewne wymagania, a jednocześnie nie jest bogata. Dla takich ludzi oferty brakuje, bowiem, jak się wydaje, nikt takich przemian nie przewidział. To dobrze, że skromni ludzie mają gdzie pojechać, ale nawet skromni ludzie wymagają pewnego minimalnego komfortu. Dlatego często wybierają Egipt czy Turcję, bo wcale nie jest tam drożej, a przyzwoiciej. Z lektur wiem, że pięćdziesiąt lat temu w Grecji też mieszkało się w pokojach z wygódką za domem, ale takich ofert już teraz nie ma. Nie ma ich także na Słowacji czy w Czechach, gdzie ceny lokali wakacyjnych są znacznie niższe. A przede wszystkim jest znacznie więcej propozycji średnich dla średniozamożnych.
Reklama
W Polsce pokutuje ciągle tradycja niby to szlachecka. Stąd te liczne dworki z grillem, masażami i konnymi wyprawami. W niewielkich mieścinach i wsiach południowej części Podlasia jest takich dworków wiele, ale stoją pustkami. Próbowałem dla rozrywki zarezerwować na miniony długi weekend – wszędzie były wolne miejsca.
Reklama
Kiedy wreszcie w Polsce zniknie ta wymyślona szlachecka tradycja, bo prawdziwej już dawno w naszym chłopskim społeczeństwie nie ma? Zapewne zaspokaja ona część gustów, ale nie kieszeni właścicieli. W zakresie supermarketów szybko zrozumiano, że liczy się obrót, stąd niebywały sukces finansowy Biedronki, w zakresie turystyki jeszcze do tego daleko.
Ale podobnie jest także z wieloma towarami. Otóż istnieją meble bardzo porządne za kolosalne ceny i meble byle jakie. Raz sprzedawca nawet odmówił mi sprzedania fotela, po cichu napomykając, że to na wschodni rynek. Olbrzymia część tych tanich mebli nawet ma wygląd, ale nie nadaje się do normalnego użytku – tak są niewygodne. Wiem, dlaczego tak jest: te meble trafiają do salonów w nowych domach na wsi i w miasteczkach i praktycznie niemal nigdy nie są używane, one mają tylko wyglądać.
Jednak, tak jak właściciele superdrogich spa, producenci supertanich kanap przeliczą się. Klasa średnia nie ma zamiaru czekać na oferty dostosowane do jej oczekiwań. Normalny Polak potrzebuje tego samego co normalny Europejczyk za nieco niższą cenę, odpowiednią do naszych zarobków. Traktowanie nas jako niby-szlachty lub prymitywnego pospólstwa nie przyniesie nikomu długotrwałej korzyści.
Apeluję zatem o rozbudowę Polski średniej, gdzie za średnie ceny uzyska się przyzwoite towary i usługi. Od 1989 roku minęło ponad dwadzieścia lat i w tym zakresie bardzo niewiele się zdarzyło. A przecież to właśnie jest droga do modernizacji i szansa na inwestycje.