Bridge to Nowhere, czyli Most Donikąd

W czasie I wojny światowej zaczęły postawać tu kolejne osady, które miały stać się w przyszłości schronieniem dla weteranów i byłych żołnierzy. Wzdłuż szlaku rozpoczynającego się od Pipiriki i biegnącego na północ można zobaczyć, jak przyroda zaopiekowała się pozostawionymi przez ludzi gospodarstwami. Największą atrakcją jest Bridge to Nowhere, czyli Most Donikąd. Kamienna budowla została wzniesiona wysoko nad przepływającym pod nią małym strumykiem, a spoglądając w dół można podziwiać bujną roślinność. Liść paproci, które tu rosną, stał się jednym z narodowych symboli kraju, znajduje się nawet na godle z jednej drużyn rugbistów All Blacks.

Reklama

Jak powstał Most Donikąd?

Początki istnienia mostu sięgają historią do czasów I wojny światowej – wówczas rząd hojnie obdarował weteranów wojennych, przekazując im część ziemi. Liczył na to, że obszar rozwinie się, a nieprzebyte lasy przeistoczą się w pola upraw. Władze Nowej Zelandii miały plan, który polegał na doprowadzeniu do szybkiego rozwoju infrastruktury, sieci dróg i powstania transportu publicznego. Byli żołnierze z chęcią podjęli się jego realizacji. Prace rozpoczęły się i wkrótce przystąpiono do wycinki i karczowania lasów, by stworzyć pastwiska dla sprowadzonych stad kóz, jednak ostatecznie żadna z asfaltowych dróg nie powstała ani wtedy, ani później, a w związku z kryzysem gospodarczym lat 1929–1933 zabrakło środków nawet na utrzymanie istniejącej już drogi gruntowej. Jedyne co się powiodłoto budowa mostu, który bez dróg do niego prowadzących okazał się niepotrzebny. W takich warunkach mogło to oznaczać tylko jedno – osiadli żołnierze zostali brutalnie odcięci od świata i pozostawieni sami sobie pośród gąszcza powalonych drzew. Jeden po drugim zaczęli opuszczać tamtejsze tereny, jednocześnie odchodziły w zapomnienie ich marzenia o sielankowym życiu na farmach. Po zakończeniu II wojny światowej w Wanganui można było usłyszeć już tylko powiew wiatru hulającego pośród lasu, a jedynym świadectwem tamtejszych wydarzeń jest most, który donikąd nie prowadzi. To tak naprawdę pamiątka po ludziach oszukanych przez rząd, która obecnie nazywana jest także pomnikiem upamiętniającym dzieje żołnierzy nowozelandzkich walczących w I wojnie światowej.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Jak dotrzeć donikąd?

Do słynnego mostu prowadzi kilka szlaków, a jednym z najpopularniejszych jest 42-kilometrowa trasa Matematoanga Track. Wędrówka tą drogą zajmuje aż cztery dni i prowadzi przez busz oraz wcześniej wspomniane osady. Jeśli dopisuje pogoda, warto zboczyć ze ścieżki, by wspiąć się na ponad 700-metrową Górę Humphries – te widoki na długo pozostają w pamięci. Ze szczytu można podziwiać panoramę na wulkany w sąsiednim Parku Narodowym Tongariro oraz na Górę Taranaki – ta dodatkowa wyprawa powinna zając nie więcej niż 1,5 godziny i gwarantujemy, że naprawdę warto. Z kolei inny popularny szlak to Mangapurua, który wiedzie z malowniczego Whakahoro do Mangapurua Landing. Jest nieco krótszy od Matematoanga Track, bo jego trasa wiedzie przez 40 km, a sama podróż zajmie od 3 do 4 dni. Tu także czekają niezapomniane widoki. Podążając dolinami strumieni oraz malowniczą krainą Mangapurua Trig można zachwycać się nieziemskimi widokami na wulkany wyrastające z pobliskich Parków Egmont czy Tongariro. Z noclegiem nie powinniście mieć problemów, ponieważ na szlakach znajduje się mnóstwo pól campingowych, wystarczy zaopatrzyć się w namiot. Jeśli jednak nie czujecie się na siłach, by wyruszyć w tak długą wyprawę, polecamy wybrać szlak Atene Skyline Track, który liczy tylko 18 km. Wędrówka nie powinna zająć więcej niż 8-9 godzin, a widoki są równie malownicze choć jest ich mniej – z tej trasy można rozkoszować się panoramą na Morze Tasmana, a z drugiej strony widać wzniosłe góry Ruapehu i Taranaki.

Nie łudźcie się, że po dotarciu do Mostu Donikąd będziecie mogli podziwiać go w samotności. właściwie nie wiadomo, dlaczego przyciąga takie tłumy – w końcu prowadzi donikąd. I rzeczywiście, po przejściu na drugą stronę nic się nie zmienia, w „nigdzie” czekają takie same widoki jak „gdzieś” po przeciwnej stronie mostu.

Reklama

Most Donikąd z innej perspektywy

Oczywiście istnieje także opcja dotarcia do mostu w wersji dla leniwych lub tych, którzy wolą przeprawy wodne. Zresztą większość turystów wybiera taki sposób zwiedzania Parku Narodowego Whanganui, ponieważ jest on najszybszy oraz najmniej wyczerpujący. Drogi wodne wiodą wzdłuż rzeki Whanganui na odcinku aż 170 km (cała rzeka ciągnie się przez niemal 330 km) – to najdłuższa trasa wodna w całej Nowej Zelandii. Podczas rejsu łodzią do Mostu Donikąd można zobaczyć wiele innych atrakcji, jakie kryje Park, znajdują się tu szczątki kultury maoryskiej jak ufortyfikowane i nieufortyfikowane wioski, rzeźby w drewnie przypominające totemy, osady i Muzeum Regionalne, które zawiera największe zbiory naturalnego bogactwa w całym kraju. Najłatwiejszą trasą rzeczną jest Whanganui Journey (Taumarunui – Pipiriki), która należy do grupy Wielkich Szlaków Nowej Zelandii, wyróżnionych z uwagi na ponadprzeciętne walory przyrodnicze oraz doskonałe zaplecze turystyczne jak liczne kempingi, schroniska oraz świetnie oznakowane i utrzymane szlaki.

Niestety utrzymanie miejsca w nienaruszonym stanie i zapewnienie infrastruktury turystycznej sporo kosztują. Dlatego też cena wstępu na teren parku wraz z upoważnieniem do pięciodniowej wycieczki wynosi 60$ za dorosłego i 30$ za dziecko. Opłata obowiązuje tylko w sezonie od października do końca kwietnia. Oczywiście za noclegi w schroniskach należy zapłacić oddzielnie, choć miejsca kempingowe i nocowanie obok chat jest bezpłatne. Wypożyczenia kajaka na 5 dni to koszt około 300$ (z wliczonym transportem). Do wyboru macie także inne, krótsze trasy na spływ np. z Whakahoro, który zajmie trzy dni lub czterodniowa wyprawa z Ohinepane. Zorganizowanie takiej ekspedycji ekspedycji nie należy do najtańszych, ale zdecydowanie warto. Można też sporo zaoszczędzić na podróży wybierając Tanie loty do Nowej Zelandii. Przed wyjazdem sprawdźcie, czy skończyło się porządkowanie tras po czerwcowej burzy. Planowane otwarcie ich dla turystów ma odbyć się we wrześniu, a więc tuż na początku rozpoczynającego się wtedy sezonu.