Z uwagi na bezpieczeństwo i ochronę przyrody Słowacy na czas zimowy zamykają wysokogórskie szlaki w Tatrach. W Polsce ratownicy górscy i władze Tatrzańskiego Parku Narodowego jedynie odradzają wyprawy w góry podczas zagrożenia lawinowego. Nie ma jednak zakazu wyruszania w góry w trudnych warunkach. O czym powinni pamiętać turyści?

Reklama

- Sprzęt jest zawsze wymagany. W plecaku powinniśmy mieć rękawiczki, czapkę, apteczkę, czołówkę, sprawny telefon z naładowaną baterią i mapę. Bez tego nie powinniśmy się poruszać nawet w dolinki. Generalnie bez odpowiedniego wyposażenia nie polecałbym zdobywania żadnych szczytów. Musimy sobie zdawać sprawę z niebezpieczeństwa. Jeżeli jest czwarty stopień alarmowy, to np. Grześ w w Tatrach Zachodnich jest zagrożony, nie wspominając już o takich szczytach jak Wołowiec - ostrzega Bargiel, międzynarodowy przewodnik wysokogórski, zawodowy ratownik TOPR, alpinista i taternik.

- Powinniśmy mieć szkolenie, ale przede wszystkim doświadczenie. Można to porównać do sytuacji kierowców, którzy zrobili prawo jazdy. Tak samo jest z górami. Jest wiele czynników niezależnych od nas. Nie nauczymy się ich na kursie. On trwa trzy, cztery dni i jest tylko zarysem zachowania się w górach. Na kursie dowiemy się o asekuracji, lawinach, zasadach poruszania się w rakach z czekanem, ale to doświadczenie decyduje - dodał w rozmowie z PAP.

- Podstawą jest zrobienie dobrego wywiadu, czyli sprawdzenie np. historii pokrywy śnieżnej. Aktualna historia owszem, ale warto zobaczyć, co się działo trzy dni czy tydzień wcześniej, jak ta pokrywa się układała, czy było dużo wiatru, jaki mamy stopień zagrożenia lawinowego, temperaturę, prognozę i czy to nie jest zbyt ambitny cel dla naszych umiejętności. Lawiny tak naprawdę mogą zejść wszędzie. Pamiętam sytuację 10 lat temu, gdzie na Betlejemkę w terenie wydawałoby się zupełnie łatwym, nie znajdującym się pod stromymi zboczami, zjechała lawina i częściowo wdarła się do budynku. Zasady są takie, że poruszamy się po wypukłych formacjach, ale te wypukłe formacje muszą być odpowiednio oddalone. Im wyższy stopień zagrożenia lawinowego, tym bardziej muszą być oddalone od stromych zboczy. Musimy też uważać na nawisy śnieżne, żeby nie wejść na nawis i nie spaść - radzi Grzegorz Bargiel.

Reklama

- Zazwyczaj w Tatrach występuje pierwszy i drugi stopień zagrożenia lawinowego. Trójka bywa rzadko, a czwórka to wyjątkowa sytuacja, raz na kilka lat. Wypadków najwięcej jest przy pierwszym i drugim stopniu, bo czujność ludzi jest uśpiona. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze najbardziej niebezpieczny moment, czyli początek zimy. Śniegu może nie być dużo, a lawina nie musi być głęboka. Na tyle nas jednak zrzuci, że zginiemy, obijając się o przeszkody skalne - mówi Bargiel.

Reklama

Ratownik TOPR opowiada, że nie uczestniczył jeszcze w akcji ratunkowej, w której osoba poszkodowana miałaby sprzęt lawinowy. - Taka nazwijmy "święta czwórka" tego sprzętu to detektor, sonda, łopata, a przede wszystkim umiejętność posługiwania się nimi. Dlaczego? Wiele osób myśli, że skoro ma sprzęt lawinowy, to są nietykalne, mogę iść w góry, są bezpieczne, a to nieprawda - twierdzi Bargiel.

- Jeżeli już zejdzie lawina, zawsze powinniśmy zadzwonić po TOPR. Jeżeli jesteśmy w grupie, dzielimy się obowiązkami. Jedna osoba dzwoni, reszta pomaga poszkodowanemu. Jeżeli posiadamy sprzęt, to najpierw należy przełączyć detektory na odbiór, żeby się nie okazało, że szukamy osoby, która została na zewnątrz. Wszyscy przechodzą na odbiór i szukają sygnału nadawanego przez poszkodowanego zasypanego w lawinie. Detektory pomogą nam z dokładnością do pół metra go wskazać. Potem wyciągamy sondę lawinową. Jeżeli wyczujemy osobę zasypaną, to wyciągamy łopatę i odkopujemy człowieka - instruuje Bargiel.