Rozprzestrzenianie się koronawirusa to dla naszego narodowego przewoźnika kolejny pech. LOT zawiesił rejsy z Warszawy do Pekinu zaledwie dwa tygodnie po znacznym rozszerzeniu oferty na tej trasie. 15 stycznia uruchomił swoje połączenia do drugiego portu w stolicy Chin – na otwarte w zeszłym roku nowoczesne lotnisko Pekin Daxing. Od tego momentu LOT latał do Państwa Środka codziennie, oferując tygodniowo ok. 2 tys. miejsc. Koronawirus jest kolejnym zdarzeniem po uziemieniu boeingów 737 MAX (średniodystansowa flota LOT ma się w dużej mierze opierać na tej maszynie) i po kłopotach z silnikami w dreamlinerach, które uderza w przewoźnika. LOT tak jak duża część innych europejskich linii – np. Lufthansa czy Swiss, na razie zawiesił rejsy do Chin do 9 lutego. Niewykluczone jednak, że połączenia będą wstrzymane na dłużej. Linie British Airways, które jako pierwsze ogłosiły zawieszenie połączeń, nie będą tam latać do końca lutego. Z kolei American Airlines nie będzie docierał do Pekinu aż do 27 marca. W przypadku LOT-u decyzje o ewentualnym przedłużeniu zawieszenia lotów będą podejmowane wspólnie z Ministerstwem Zdrowia i sztabem działającym przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Jednak połączenia na trasie Warszawa – Pekin nadal realizują chińskie linie Air China. – Jak dotąd nie mamy informacji, by ten przewoźnik zawieszał swoje rejsy. Wykonuje je w poniedziałki, środy i piątki – powiedział DGP w niedzielę rzecznik Lotniska Chopina Piotr Rudzki. Przylatujący linią Air China z Pekinu wypełniają formularze kontaktowe, które przekazywane są służbom sanitarnym.
Zamieszanie w związku z wirusem może mocno odczuć szeroko pojęta branża logistyczna. Chiny nazywane są „fabryką świata”, skąd importowane są gigantyczne ilości towarów. Jak przyznaje Andrzej Kozłowski z zarządu firmy logistycznej Rohlig Suus, na razie problem jest łagodzony przez najważniejsze święto chińskie – Chiński Nowy Rok. Wiąże się to z przerwą w produkcji w fabrykach.
– Większość importerów sprowadziła odpowiednią liczbę towarów przed Chińskiem Nowym Rokiem. Jednak teraz w niektórych prowincjach w związku z wirusem przedłuża się przerwę świąteczną. W jednych do 2 lutego, a w innych do 9 lutego. To oznacza dalsze ograniczenia w portach morskich, terminalach przeładunkowych czy w lotnictwie, a w konsekwencji kłopoty z transportem – mówi Andrzej Kozłowski. Jeśli Chińczycy wrócą do pracy, to wtedy importerzy, którym najbardziej zależy na określonych towarach, będą chcieli je przerzucić na szybsze środki transportu – ze statków na samoloty albo na kolej. – Wtedy dojdzie do zatorów – przyznaje Kozłowski.
Reklama
W PKP Cargo, które zajmuje się przede wszystkim transportowaniem kontenerów z Chin przez teren naszego kraju, przyznają, że na razie przewozy odbywają się normalnie. Prezes PKP Cargo Czesław Warsewicz w rozmowie z DGP liczy, że przewozy kolejowe towarów nie ucierpią. W zeszłym roku PKP Cargo obsłużyło osiem tysięcy pociągów z kontenerami z Chin. Dodaje jednak, że w przypadku przewozów towarów z Państwa Środka do Europy udział kolei jest na razie bardzo mały – wynosi tylko 0,6 proc. Ogromna większość towarów dociera na Stary Kontynent drogą morską. Popyt na towary z Chin chce zaś wykorzystać inna spółka z grupy PKP – LHS, która dysponuje szerokim torem biegnącym od granicy z Ukrainą do Sławkowa na Śląsku. W sobotę po 12 dniach podróży dotarł tam kolejny skład z Chin.
Reklama
Janusz Piechociński, były minister gospodarki, a teraz szef Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja, jest pełen obaw o to, jak koronawirus wpłynie na relacje gospodarcze Polski z Chinami, a także z innymi państwami azjatyckimi.
– Już widać, że nasi przedsiębiorcy boją się tam latać. Chodzi nie tylko o Chiny, ale także o Koreę Południową czy Japonię – mówi DGP Janusz Piechociński. Dodaje, że na czwartkowym spotkaniu w sprawie stworzenia pod Warszawą azjatyckiej strefy biznesu czuć było emocje. – Zauważyłem, że w obecności osób, które właśnie przyjechały z Chin czy Wietnamu, ludzie zaczęli się dyskretnie cofać. Raczej nie podawali ręki – mówi Piechociński.
Przypomina, że niektórzy analitycy porównują teraz koronowirusa do epidemii SARS. – Jeśli dodamy do tego wyniki PKB z Chin, gdzie ubiegłoroczne wzrosty były najgorsze od 29 lat, oraz brexit, to okaże się, że to wszystko może negatywnie odbić się także na naszej gospodarce – dodaje Piechociński.