"Ciężko się jakoś zebrać i napisać taki post… borykamy się z nim od wielu dni! Wiadomo, że wolałabym pisać o zaczynającej się wiośnie, o ptasich trelach, o wiejskiej normalności, a wy pewnie chętniej byście o tym poczytali! W obecnej sytuacji kłopoty nie omijają jednak nikogo…”. Tak zaczynała się prośba Moniki i Piotra, właścicieli Chaty nad Wisłokiem. Kierowali ją do przyjaciół i znajomych, gości i obserwatorów ich facebookowego konta.
Choć od czasu, gdy zdecydowali się przenieść z wielkiego miasta tu, na koniec Polski, problemów nie brakowało, to jednak zawsze radzili sobie z nimi sami albo przy pomocy bliskich osób. Zawsze też woleli patrzeć na kłopoty jak na wyzwania. Dzięki takiemu podejściu udało im się najpierw wyremontować ponadstuletnią połemkowską chyżę i zrobić w niej agroturystykę, potem założyć pasiekę, ogród warzywny, zacząć uprawiać krzycę (starą odmianę żyta) i wreszcie uruchomić niewielką spółdzielnię socjalną, w której zatrudnienie znalazły cztery mieszkanki wsi, do tej pory bez stałej pracy i dochodów.
Pomysłów na nowe inwestycje nie brakowało, bo agroturystyka, choć mała (Monika i Piotr mają ledwo cztery pokoje, a w zasadzie trzy, bo jeden, oddany do użytku w zeszłym roku, mieści się nad spółdzielnią socjalną i pokrywa część kosztów jej działania) stała się popularna. Można powiedzieć, że kto do niej trafił, chciał tu wrócić. I zazwyczaj wiosną już wpływały pierwsze zadatki, a pokoje były rezerwowane na całe lato. Ale teraz ruch zamarł. Zamiast pytań o wolne terminy pojawiły się te dotyczące możliwości odwołania dawno zaklepanych pobytów.
Reklama