Rzecznik LOT Barbara Pijanowska-Kuras mówi, że zainteresowanie aukcją przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Bilety były sprzedawane przez internet i rozeszły się jak świeże bułeczki.
Cena wywoławcza jednej walizki to dziesięć złotych. Chętni będą mogli licytować, jednak przed kupnem nie będzie można zajrzeć do środka. Wiąże się to, więc z pewnym ryzykiem. W bagażu może być coś cennego, ale równie dobrze tylko stare skarpety. Złośliwi twierdzą, że pracownicy lotniska już dawno wyciągnęli z bagaży co cenniejsze.
Rzecznik LOT zapewnia jednak, że z bagaży usunięto tylko i wyłącznie przedmioty zabronione. - To co musi z niego zniknąć zniknęło, a po za tym reszta pozostała. Być może mogą się trafić rzeczy cenne i atrakcyjne, a być może nie. Wówczas trzeba będzie się zadowolić tym, że za atrakcyjną cenę kupiliśmy ładną walizkę - mówi rzecznik LOT-u.
LOT przyznaje, że nie spodziewa się gigantycznych zarobków z aukcji, nie o to tutaj jednak chodzi. Przewoźnik płaci krocie za przechowywanie takich bagaży i głównie chodzi o to, żeby się ich pozbyć.
Zgodnie z przepisami linie lotnicze mogą zlicytować, lub zutylizować bagaż po dwóch latach jeśli nikt się po niego nie zgłasza, bądź odnalezienie właściciela było niemożliwe. Na licytacji zostanie wystawione półtorej tony bagaży.