Podróż z Melbourne zaczęła się już w czwartek. "I od razu pojawiły się problemy. Jakiś pan miał coś tajemniczego w bagażu podręcznym i bardzo nie chciał tego pokazać. Do samolotu musiała wejść policja i wyprowadzić go. Już na starcie mieliśmy dwie godziny opóźnienia" - mówi ćwierćfinalistka Australian Open.

Reklama

Przy następnej przesiadce w Singapurze Agnieszka trafiła na pechowe miejsce. "Siedziałam koło dzieciaków, które robiły mnóstwo hałasu. No i potem zaczęły wszystkie wymiotować. Samolot miał wylądować w Londynie, ale nie od razu dostał pozwolenie. Sporo to trwało, zanim dolecieliśmy. Efekt był taki, że przegapiliśmy popołudniowy lot do Krakowa. Na kolejny trzeba było długo czekać" - opowiada o swoich kłopotach "Isia".

Ostatecznie Radwańska razem z siostrą Ulą i rodzicami polecieli najpierw do Pragi. A w stolicy Czech... zaginął im bagaż. "Dopiero po kilkunastu minutach nasze torby się odnalazły i weszliśmy na pokład samolotu do Krakowa" - dodaje Agnieszka.

To nie był jednak koniec problemów. Kiedy "Isia" wyszła z terminalu lotniska, zgubiła swoją rodzinę. -"Tato, gdzie wy jesteście" - dzwoniła, niecierpliwiąc się. Dopiero po chwili wszyscy w komplecie poszli na postój taksówek. A tam znów mieli problem - ze znalezieniem odpowiednio dużego auta. Dopiero po kilkunastu minutach podjechał van i spokojnie pojechali do domu.

Nasza bohaterka nie będzie miała dużo czasu na wypoczynek. W Krakowie spędzi tylko niedzielę. "Nie zamierzam leniuchować. Czeka mnie trening. No i chciałabym poćwiczyć prowadzenie auta. Spróbuję umówić się na jazdę z moim instruktorem" - zdradza swoje plany Agnieszka.

Rok 2008 znakomicie zaczął się dla Radwańskiej, ale ona wcale nie zamierza poprzestać na dobrym wyniku w Australian Open. "Na koniec sezonu fajnie byłoby znaleźć się w pierwszej dziesiątce rankingu WTA. To trudne zadanie, ale możliwe do wykonania" - kończy z uśmiechem.