Chwilami naprawdę było strasznie - mówią pierwsi uczestnicy nocnego marszu. A organizatorzy ze stowarzyszenia JuniorBałt zapowiadają, że już wkrótce na trasę mrożącą krew w żyłach ruszyć będą mogli pierwsi turyści.
Nocny quest w Bałtowie powstał w ramach projektu Centrum Dziedzictwa Przedsiębiorczości Społecznej realizowanego przez Stowarzyszenie Lokalna Grupa Działania "Krzemienny Krąg". Wytyczony został dzięki wsparciu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Charakterystyczny dla opowieści grozy dreszczyk sprawia, że trasa jako pierwsza i jak dotąd jedyna w kraju przeznaczona jest wyłącznie dla osób dorosłych.
Marszruta zaczyna się przy bałtowskim Zajeździe pod Jarem, prowadzi skrajem lasu, a spore jej fragmenty wytyczono w głębi ponurego wąwozu. - Śmiałkowie, który zechcą podjąć wyzwanie, z wyjściem będą musieli poczekać na zapadnięcie zmroku. Tylko w nocy można w pełni poczuć wyjątkowy klimat trasy - wyjaśnia Edyta Lenart, opiekunka JuniorBałta.
Wędrowców o mocnych nerwach czeka przejmująca cisza, zakłócana jedynie ich własnymi krokami, a zalegające ciemności rozpraszać będą wyłącznie latarki turystów. - Są miejsca, gdzie może się wydawać, że w grupie idzie więcej osób niż w rzeczywistości. W oznakowanych punktach zgaszone powinny być wszystkie światła, nawet latarki. Poczucie grozy będzie dla uczestników kluczowym doznaniem - podkreśla Łukasz Wilczyński z agencji Planet PR zaangażowanej w realizację projektu.
W tle wędrówki są opowieści o duchach i strachach wywiedzione z lokalnej tradycji ludowej. - Kto wie, może komuś uda się na własne oczy zobaczyć tajemniczą i groźną Mgielnicę? - buduje atmosferę Edyta Lenart i zaprasza na szlak odważnych turystów. Zgodnie z planami pierwsi śmiałkowie samodzielnie ruszą na trasę jeszcze w czerwcu. Organizatorzy przestrzegają jednak chorych na serce czy epilepsję, że zmierzyć się z nią mogą wyłącznie na własną odpowiedzialność.