Olsztyn koło Częstochowy pamiętam doskonale z czasów rajdów harcerskich. Przy ognisku słuchaliśmy opowieści o tajemniczych lochach, prowadzących tu podobno aż z Jasnej Góry, o zjawach i ukrytych skarbach. Zamek na wzgórzu nie był ogrodzony, nie było biletów wstępu, sklepików z pamiątkami, miejsc noclegowych ani lokali gastronomicznych - poza obskurnym barem i cukiernią.

Reklama

Dziś turystom powtarzane są te same legendy, ale zamkowo otoczenie wygląda zupełnie inaczej. Wokół rynku stoją restauracje, kawiarnie, lodziarnie, w pawilonie informacji turystycznej można zaopatrzyć się w mapy, informatory, pamiątkowe łuki, toporki, miecze rycerskie, można też dostać adresy okolicznych gospodarstw agroturystycznych. Po sąsiedzku stoi nowoczesny plac zabaw ze ścianą wspinaczkową, a duży baner informuje o rajdach quadami w niedalekim ”Jura Parku”.

Diabły i anioły

W wieży olsztyńskiego zamku zginął śmiercią głodową wojewoda poznański Maćko Borkowic, uwięziony za bunt przeciw królowi. Powiadają, że nocą słychać czasem brzęk kajdan i jęki ducha wojewody. Można je usłyszeć „w stereo i kolorze” przy ulicy Kühna 1, gdzie w podziemnej sali znajduje się oryginalna ekspozycja: w ciemnym lochu leży makieta wojewody przykutego łańcuchami do skały. Tuż obok oblegają zamek żołnierze Maksymiliana Habsburga, a kasztelan Kacper Karliński niesie na rękach nieżywego synka, którego Austriacy użyli jako żywą tarczę. Z zamkowej wieży skacze urodziwa niewiasta, broniąca się przed czartowskimi zalotami.

Ale posępny świat to tylko część wystawy. W dalszej części dominują wystrugane w drewnie anioły - pękate i dorodne albo smukłe, ze skrzydłami niczym u ważki. To dzieła artysty Jana Wewióra. W stuletniej, pięknie przyozdobionej chałupie jest ich całe mnóstwo. Towarzyszą także scenom ruchomej szopki betlejemskiej. Pan Jan pracował nad nią 15 lat.

Wspinaczka na Dziewicę

Anioły Jana wiszą też na ścianach zabytkowego spichlerza, stojącego u podnóża ruin zamku. Choć zbudowany w 1783 r., w Olsztynie stoi od niedawna: przeniesiono go z niedalekiego Borowna. To drogocenny zabytek, a jednocześnie wyśmienita restauracja. W starych, pachnących drewnem wnętrzach można delektować się urokiem architektury ludowej i smakiem kućmoka olsztyńskiego albo kaczki po staropolsku. Na tarasie warto rozłożyć się wiklinowym fotelu i podziwiać widok wzgórza zamkowego, przy okazji dokarmić wałęsającego się między stolikami kocura. W zimie pewnie będzie wygrzewał się przy tutejszym piecu kaflowym.

Ze spichlerza droga wiedzie przez las do otwartego w tym roku parku linowego. Wystarczy krótkie przeszkolenie, kask, instruktor i można ruszyć w drogę po profesjonalnych linach, zawieszonych miedzy drzewami kilka metrów nad ziemią.

To nie jedyne olsztyńskie miejsce z adrenaliną. Amatorzy aktywnego wypoczynku uprawiają wspinaczkę, kolarstwo, paralotniarstwo, speleologię (do większości jaskiń mogą wchodzić tylko członkowie speleoklubów). Najwięcej jaskiń znajduje się w pobliskim rezerwacie leśnym Sokole Góry.

Amatorzy wspinaczki skalnej upodobali sobie wzgórze Cegielnia z fantazyjnymi skałami: Owczy Grzbiet, Dziewica, Szafa, Biblioteka. Tędy prowadzi ścieżka geologiczna z tablicami informacyjnymi, które wyjaśniają w jaki sposób powstały ostańce, czym są zjawiska krasowe itd. Przy tej okazji - jak przy wielu innych ścieżkach edukacyjnych - marzą mi się odpowiedniki dla dzieci, bo skomplikowany i encyklopedyczny język tablic jest dla nich trudniejszy niż wchodzenie na skałki.

Ale i tak moje pociechy były podekscytowane faktem, że idziemy po dnie morza, które rozlewało się tu 150 milionów lat temu. Szkielety i pancerze gąbek, koralowców, amonitów i innych organizmów przekształcały się latami w twarde wapienne skały. Na niektórych z nich można zobaczyć odciski owych żyjątek. Śladem po bardzo dawnej przeszłości są też połacie piasku, naniesionego przez rzeki w okresie lodowcowym.

Wędrówkę geologiczną kończy wizyta w nieczynnych już kamieniołomach Kielniki i łatwo dostępnej (bez zezwoleń i potrzeby sprzętu) jaskini Magazyn, skąd tą samą drogą można wrócić na zamek olsztyński.