- Ze względu na duże ryzyko przestaliśmy udzielać tego rodzaju gwarancji na większą skalę kilka lat temu, obsługujemy kilkanaście mniejszych firm - mówi Wojciech Wężyk z Ergo Hestii.
Na rynku zostali właściwie trzej gracze: Signal Iduna, Elvia i Europejskie. To ostatnie jest marką Europäische Reiseversicherung AG Oddział w Polsce, spółki z grupy Ergo. Choć graczy coraz mniej, to na razie biura podróży nie mają problemu z dostępem i cenami gwarancji.
- Spektakularnych problemów nie ma, ale stale postępuje zaostrzanie procedur udzielania gwarancji, towarzystwa coraz wnikliwiej badają kondycję finansową biur podróży - mówi Jak Korsak, prezes Polskiej Izby Turystyki. Dodaje, że na razie głównym problemem branży jest to, że banki mniej chętnie udzielają kredytów i gwarancji w związku z kryzysem.
- Niewielki wzrost cen w tym roku był efektem zmian wartości pieniądza, w którym ponosimy koszty w razie ewentualnej upadłości, a nie oceny zwiększonego ryzyka - mówi Katarzyna Szepczyńska, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Turystycznych w Signal Iduna.
Potwierdzają to też operatorzy. - Cena za gwarancję wzrosła w tym roku o około 20 proc., ale to efekt wzrostu sumy gwarancyjnej w takiej samej proporcji - mówi Grzegorz Baszczyński, prezes Rainbow Tours.
Ten rok może być jednak trudny dla towarzystw i biur podróży, bo nie wiadomo, czy po dobrym poziomie sprzedaży, tzw. first minute (czyli pierwszych ofert na lato 2009 roku sprzedawanych w ostatnim kwartale 2008 r.), znajdą się jeszcze klienci na zwykłe wycieczki czy last minute. Na początku tego roku biura podróży narzekały, że rosnący kurs euro przepłoszył klientów, dlatego na wyścigi zaczęły oferować gwarancję stałej ceny. Jeśli euro dalej będzie się umacniało, może to spowodować problemy firm: będą musiały dopłacać różnicę między ceną płaconą teraz przez klientów a ostatecznie ponoszonymi w momencie wysyłania ich na wakacje. W odwrotnej sytuacji nie będzie takich, a i klienci pojawią się w biurach, żeby skorzystać z last minute.
Klienci z mocy prawa są chronieni na wypadek upadłości towarzystw. Biura podróży muszą kupić albo gwarancję, albo ubezpieczenie na rzecz klientów, które gwarantuje pokrycie i organizację kosztów powrotu klientów upadłego towarzystwa i zwrot pieniędzy, tym którzy nie wyjechali.
- Towarzystwa chętniej wystawiają gwarancje ze względu na znany limit odpowiedzialności - mówi Katarzyna Szepczyńska.
Gwarancje muszą opiewać na kwotę nie mniejszą niż 6 proc. rocznych przychodów firmy i nie mniej niż 30 tys. euro, jeśli firma organizuje wycieczki zagraniczne. W praktyce większe biura podróży mają gwarancję nawet na 10-20 mln zł. W przypadku polis prawo wyznacza limit do 200 euro na osobę przy wyjazdem do krajów UE i 500 euro na cały świat, bez względu na liczbę poszkodowanych osób. Wybierając takie biuro, warto sprawdzić, czy na polisie widnieje kwota minimalna czy może wyższa. Na przykład Ecco Holiday ma taką polisę w SKOK na 2,5 tys. euro na osobę. Towarzystwa wolą też gwarancję, bo jeśli wypłacą klientom (za pośrednictwem wojewody) pieniądze, to potem mogą próbować je odzyskać w drodze tzw. regresu.
- Może to być trudne, bo biura podróży nie mają de facto żadnego majątku, co ubezpieczyciele, klienci i kontrahenci muszą brać pod uwagę - mówi Artur Niewrzędowski reprezentujący Euler Hermes, ubezpieczyciela kredytu kupieckiego.
To o tyle istotne, że przy wypłacie pieniędzy z gwarancji najpierw sumuje się wszystkie roszczenia i jeśli przekraczają one sumę gwarancyjną, to poszkodowani dostają proporcjonalnie mniej.
Więcej informacji w dziale Gospodarka www.gazetaprawna.pl