Umowy dwustronne z poszczególnymi państwami oparte są obecnie na zasadzie wzajemności, co oznacza, że połowa połączeń np. między Polską i Egiptem jest przydzielana tamtejszym przewoźnikom, a połowa naszym.
Ta ostatnia część puli jest przyznawana chętnym z Polski, którzy jednak zwykle nie wykorzystują jej w całości, ponieważ ich oferta jest mniej konkurencyjna niż to, co proponują dotowane przez rządy linie afrykańskie. Rywalizacja z nimi jest niemal niemożliwa. Są one w stanie przejąć niemal każdą trasę, na której im zależy, bo ich oferta w porównaniu z polską jest często nawet 20 proc. tańsza. W efekcie przewoźnicy z krajów spoza UE przejmują większą część połączeń.
Teraz za PLL LOT, Air Italy, Enter Air, ale też innymi liniami z Unii, które dotąd nie obsługiwały czarterów z Polski, ujęła się Komisja Europejska. Marta Angrocka-Krawczyk z wydziału prasowego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce podkreśla, że nasze władze nie przygotowały właściwych rozwiązań, mimo że rozporządzenie w tej sprawie obowiązuje już w Unii od sześciu lat. Według komisji przewoźnicy unijni wręcz nie mają możliwości ubiegania się o prawa przewozowe na obsługę połączeń pomiędzy Polską a krajami spoza Unii.
– Jeżeli w terminie dwóch miesięcy władze Polski nie poinformują Brukseli o podjęciu środków mających na celu dostosowanie się do prawa unijnego w tym względzie, komisja może wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE – tłumaczy Angrocka-Krawczyk.
Reklama
Rząd zamierza to załatwić nowelizacją prawa lotniczego. Jak mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury, ustawa będzie gotowa do końca lutego 2011 r. Problem w tym, że pomysł przepadł już w Sejmie dwa razy: w 2009 i w 2010 r.
Mariusz Szpikowski, prezes Air Italy Polska, uważa, że sprawę załatwić można prosto poprzez wprowadzenie przepisów dających prawo do obsługi tych tras przewoźnikom zarejestrowanym w naszym kraju. Gdyby przepis wszedł w życie, natychmiast skorzystałyby na nim PLL LOT, Air Italy Polska i Enter Air, obecnie jedyne firmy lotnicze zarejestrowane w naszym kraju. Takie obostrzenia funkcjonują np. w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech.