Demonstrujący zebrali się przy zamkniętym przejściu granicznym Świnoujście-Ahlbeck, skandując "chcemy pracy" czy "otwórzcie granice". Trzymali transparenty i plakaty z hasłami m.in. "Ratujmy turystykę", "Zamknięte granice to wirus, który nas zabije", "Szlabany w górę, chcemy pracować!", "Chcemy żyć, chcemy pracować".
Sytuacja jest dramatyczna. Oboje z mężem pracujemy w hotelu. Jesteśmy na minimum; gdyby nie oszczędności, które były do tej pory, nie byłoby nas stać teraz na życie - powiedziała PAP w piątek pani Aldona, kelnerka w jednym ze świnoujskich hoteli.
Inny pracownik hotelu, pan Daniel, wskazywał, że otwarcie granic jest konieczne, aby turystyka znów mogła się rozwijać. W Świnoujściu umarły wszystkie branże - i hotelarska, i sklepy, wszyscy to odczuwają, w każdej dziedzinie - mówił.
Demonstrujący wskazywali także, że hotele, które od 4 maja mogą przyjmować gości, powinny działać w pełnym zakresie, z restauracjami i bazą zabiegową. Oprócz tego, że możemy otworzyć drzwi do hotelu i podać gościom posiłek do pokoju, tak naprawdę niczego innego nie możemy zrobić. Nie jesteśmy izolatorium i goście nie przyjeżdżają do nas na kwarantannę - podkreślił pan Roman, pracownik jednego z dużych hoteli.
Wskazał też, że hotelarze przygotowani są na przyjęcie gości także pod względem sanitarnym. Podkreślił, że pomimo otwarcia, w hotelach jest niewielu gości, anulowane są także rezerwacje, również te na późniejsze terminy - lipiec czy sierpień.
My jesteśmy już w tej chwili nad przepaścią. Mamy sygnały od właścicieli, że jeżeli do końca miesiąca się nic nie zmieni, zaczniemy dostawać wypowiedzenia z pracy - stwierdził pracownik hotelu.