Ferie były obfite pod względem wypadków na stokach narciarskich. Tylko w ciągu sześciu tygodni w szpitalnym oddziale ratunkowym przyjęliśmy 1675 kontuzjowanych narciarzy i snowboardzistów. Zużyliśmy ponad tonę gipsu - przyznaje wicedyrektor zakopiańskiego szpitala Marian Papież. Ocenił, że ok. 7-10 proc. poszkodowanych wymagało przeprowadzenia operacji ortopedycznych.
Do największej liczby wypadków narciarskich doszło podczas ostatniego turnusu ferii, który trwał od 13 do 26 lutego. Wówczas wypoczywali uczniowie z województw: kujawsko-pomorskiego, lubelskiego, małopolskiego, świętokrzyskiego i wielkopolskiego. W tym czasie wykonywaliśmy nawet dziewięć operacji ortopedycznych dziennie - dodał Papież.
Na Podhalu największa liczba turystów wypoczywała w Białce Tatrzańskiej, gdzie jest największa stacja narciarska w regionie. Tam też doszło do największej liczby wypadków narciarskich. Podczas ferii w Tatrach doszło do jednego tragicznego wypadku, w którym zginęła narciarka przysypana lawiną śnieżną.
Zdaniem ratowników GOPR do większości wypadków dochodzi wskutek brawury, złego przygotowania kondycyjnego, źle dobranego sprzętu i niedostosowania umiejętności do trudności trasy. Narciarze najczęściej doznają urazów nóg. Przeważnie są to skręcenia i złamania, ale zdarzają się też dotkliwe uszkodzenia stawów, wymagające hospitalizacji, a czasem leczenia operacyjnego. Wśród snowboardzistów przeważają obrażenia rąk, głównie złamania nadgarstka i przedramienia oraz zwichnięcia barku.
Równie wytężoną pracę podczas minionych ferii mieli ratownicy beskidzkiej grupy GOPR, którzy od 1 stycznia interweniowali 1120 razy. Od połowy stycznia, gdy rozpoczęły się ferie, mieliśmy do czynienia wręcz z najazdem wypoczywających. Każdego dnia interweniowaliśmy po kilkanaście razy. Zdarzały się dni, gdy wzywano nas kilkadziesiąt razy - stwierdził naczelnik beskidzkiego GOPR Jerzy Siodłak.
Słowa naczelnika beskidzkich goprowców korespondują ze statystykami szpitalnymi. Do Szpitala Śląskiego w Cieszynie, dokąd trafiają poszkodowani narciarze, podczas ferii dziennie przyjmowano średnio 20 osób z typowo narciarskimi urazami. To dwa razy więcej niż poza feriami. W weekendy trafiało do nas jeszcze więcej osób - powiedział rzecznik placówki Dariusz Babiak.
Na szczęście w Beskidach nie doszło podczas ferii do wypadków śmiertelnych, choć niektóre były bardzo dramatyczne. W wypadku na Skrzycznym 16-latek złamał kręgosłup, jest sparaliżowany.
Ratownicy krynickiej grupy GOPR na stokach narciarskich interweniowali 470 razy, do wypadków narciarskich dochodziło głównie na Jaworzynie Krynickiej. 299 kontuzjowanym narciarzom pomagali z kolei ratownicy podhalańskiej grupy GOPR, którzy dyżury pełnią na stokach narciarskich pomiędzy Babią Górą a Pieninami.
Podczas ferii zimowych ratownicy bieszczadzkiej grupy GOPR uczestniczyli w 20 akcjach ratowniczych, sześciu wyprawach poszukiwawczych oraz dwóch interwencjach w Bieszczadach, Beskidzie Niskim oraz na pogórzach Dynowskim i Przemyskim.
Zdaniem naczelnika bieszczadzkiej grupy GOPR Grzegorza Chudzika podczas tegorocznych ferii w Bieszczadach wypoczywało mniej osób niż w latach poprzednich. Jedną z przyczyn mniejszego zainteresowania wypoczynkiem w górach były wielodniowe mrozy w styczniu i lutym. W okresie ferii w niektórych miejscowościach na Podkarpaciu, np. w Stuposianach czy Ustrzykach Górnych, przez kilka dni z rzędu notowano 30-34 stopnie mrozu.
Również według Jana Matusika ze szpitala powiatowego w Lesku podczas tegorocznych ferii było spokojniej niż w latach ubiegłych.
Zazwyczaj w ciągu doby trafiały do nas dwie - trzy osoby poszkodowane na stokach narciarskich czy w czasie wędrówek górskich, ale bywały też dni, że nie było nikogo - dodał.
Szpital w Ustrzykach Dolnych przyjął ok. 30 pacjentów, którzy ulegli wypadkom lub kontuzjom na trasach narciarskich. Zarówno w Lesku, jak w Ustrzykach Dolnych najczęściej były to urazy kończyn.