Listy najbardziej wiarygodnych biur podróży specjalizujących się w wycieczkach nie otwierają bynajmniej najwięksi touroperatorzy, jak Itaka, Neckermann, TUI czy Rainbow Tours. Najbezpieczniejsze jest Ecco Holiday, które jeszcze w 2012 r. było wymieniane przez ekspertów wśród tych, które mogą zniknąć z rynku – wynika z rankingu opracowanego na prośbę DGP przez TravelData.
Odpowiedź, dlaczego tak się stało, jest prosta. Nie tylko dobre wyniki finansowe decydują o stabilności firmy. – Największy wpływ na bezpieczeństwo klientów biura podróży ma relacja jego funduszy własnych do rozmiarów działalności turystycznej mierzonej przychodami ze sprzedaży imprez turystycznych. To jest kluczowym elementem dla stabilności biznesowo-finansowej danego touroperatora – tłumaczy Andrzej Betlej, ekspert TravelData.
Kolejnym elementem zabezpieczającym interesy klientów jest gwarancja ubezpieczeniowa lub bankowa. Na co dzień jej rola jest uśpiona, jednakże zaczyna mieć znaczenie, gdy biuro ogłasza niewypłacalność. Dopiero wówczas zachodzi potrzeba sięgnięcia po awaryjne środki pozabilansowe, czyli do zewnętrznej gwarancji ubezpieczeniowej lub bankowej, by zaspokoić roszczenia poszkodowanych klientów.
– Służy ona przede wszystkim do pokrycia kosztów sprowadzenia klientów niewypłacalnego biura z zagranicy, a w drugiej kolejności – do zwrotu klientom środków wpłaconych na imprezy turystyczne, które nie zostały zrealizowane lub zostały zrealizowane tylko częściowo – wyjaśnia Andrzej Betlej.
Reklama
Jeśli wziąć pod uwagę wymienione czynniki, Itaka, która sprzedaje w Polsce najwięcej wycieczek (w ubiegłym roku obsłużyła ponad 500 tys. klientów, a w tym zamierza mieć ich nawet 650 tys.), plasuje się w naszym zestawieniu poza pierwszą dziesiątką. Jak tłumaczą eksperci, wpływ miała na to bardzo szybka rynkowa ekspansja tego biura. W ubiegłym roku osiągnęło ono już ponad 1,35 mld zł przychodów. Niestety jego fundusze własne niezupełnie nadążają za skalą prowadzonej działalności.
– Dla porównania Rainbow Tours ma fundusze własne na bardzo podobnym poziomie, ale skala działania tego biura jest ponaddwukrotnie mniejsza niż Itaki. Ten organizator w 2013 r. wypracował ponad 580 mln zł przychodów z imprez turystycznych – tłumaczy Andrzej Betlej. Inną kwestią jest wysokość gwarancji Itaki, również relatywnie mała w stosunku do wielkości prowadzonej działalności. Opiewa na 144 mln zł. Jest mniejsza niż w przypadku TUI, którego gwarancja wynosi 148,2 mln zł, choć biuro to obsługuje ponad dwa razy mniej klientów. Ma też w związku z tym znacznie mniejsze przychody: 568 mln zł.
– Nabyliśmy obowiązującą obecnie gwarancję już w czerwcu ubiegłego roku. Podstawą do jej oszacowania były obroty za 2012 r. powiększone o ewentualny wzrost spodziewany w 2013 r. W kwietniu tego roku wystąpiliśmy do naszego ubezpieczyciela o zwiększenie gwarancji o 50 mln zł, widząc, że deklarowane przez nas obroty osiągniemy już w połowie roku. Decyzja została już wydana. Nowa gwarancja będzie obowiązywać od lipca – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki.
Na stabilność danego touroperatora ma też wpływ co najmniej kilkanaście innych czynników. Część z nich ma charakter zewnętrzny, jak katastrofy naturalne lub zaburzenia społeczne, a część – wewnętrzny charakter biznesowy. Wśród tych ostatnich do najważniejszych należą finansowanie części działalności z pożyczek i kredytów oraz... rodzaj transportu używanego przez organizatora. Powszechnie przyjmuje się, że największe ryzyko stwarzają czarterowe przewozy lotnicze, a znacznie mniejsze – rejsy liniami regularnymi i transport autokarowy.
Za miejsca w liniach czarterowych trzeba bowiem zapłacić z góry, czyli przed sezonem. Potem następuje ich odsprzedaż klientom. Istnieje więc duże ryzyko, że w razie załamania się popytu nie wszystkie miejsca w samolotach znajdą nabywców. W ostatnich latach takie przypadki zdarzały się regularnie, czego dowodem były tanie wycieczki w okresie last minute, czyli sprzedawane po kosztach. To oczywiście miało przełożenie na wyniki branży. Lata 2009–2012 były tymi, w których biura nie notowały zysku albo wręcz były na minusie. Ubiegły rok przyniósł pierwsze odbicie od 2008 r., wtedy 30 największych biur zarobiło na czysto w sumie 78 mln zł. W 2013 r. ich zyski sięgnęły 85 mln zł.
Dlatego Itaka, która opiera ofertę głównie na lotach czarterowych, a także Rainbow Tours czy Neckermann nie uplasowały się w rankingu TravelData na pierwszych miejscach. Zamiast nich wygrały mniejsze biura, które organizują wycieczki w oparciu o loty rejsowe, jak Ecco Holiday, Logos Tour czy CT Poland. Bilety na samolot kupują one dopiero wtedy, gdy pojawią się klienci, a płacą de facto na tydzień przed wylotem. Ma to oczywiście wpływ na koszt imprezy, ale też zwiększa bezpieczeństwo klientów.
W tym roku powinniśmy szczególnie ostrożnie wybierać biuro podróży. Popyt nie jest tak duży, jak oczekiwali touroperatorzy. Efektem są spadające ceny wycieczek. – Kwiecień, maj i początek czerwca odznaczały się bardzo niskim popytem. Konieczne było więc obniżanie cen, by przyciągnąć turystów. Obecnie sytuacja zaczyna się stabilizować – tłumaczy Piotr Henicz. Eksperci przewidują nawet, że w tym roku zyski największych touroperatorów znów będą bliższe zeru. Niewykluczone są nawet bankructwa graczy, którzy przecenili możliwości klientów i przygotowali zbyt dużą ofertę. W selekcji biur pomoże unikanie tych, które nie składają w Krajowym Rejestrze Sądowym sprawozdań finansowych.

Zamieszanie z wysokością gwarancji

Seria niewypłacalności biur podróży w 2012 roku jasno wykazała, że stopień ochrony interesów ich klientów jest odległy od wymagań europejskiej dyrektywy 314/90 w tym zakresie. W niektórych przypadkach pieniędzy z gwarancji nie starczyło nawet na pokrycie kosztów sprowadzenia turystów upadłych biur podróży z zagranicy, nie mówiąc już o zwrocie przedpłat za wycieczki, wniesionych przez klientów, którzy na nie ostatecznie nie wyjechali.

Utworzenie dualnego systemu ochrony, złożonego ze zmodyfikowanej gwarancji i Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, miało pomóc rozwiązać problem. Fundusz nie powstał jednak do dzisiaj. Tym samym ochrona interesów klientów biur zawisła jedynie na rozporządzeniu ministra finansów z 19 kwietnia 2013 roku, które wprowadziło zasady obliczania minimalnych sum gwarancji dla organizatorów wycieczek.

Jego istotą jest wprowadzenie dużo wyższych minimalnych wymagań gwarancyjnych (149 tys. euro, a dla nowych podmiotów nawet 250 tys. euro) oraz zamiana 14-procentowej gwarancji uzależnionej od obrotów historycznych (przeważnie sprzed dwóch lat) na 12-procentową, ale naliczaną od obrotów deklarowanych na nadchodzący rok turystyczny. W praktyce okazało się jednak, że przepisy umożliwiają różne interpretacje tego zapisu, a ponadto nie zawierają sankcji za ich nieprzestrzeganie. W rezultacie niektóre biura wykupują gwarancję od obrotów historycznych, ale w wysokości 12 proc., a nie dawniej obowiązujących 14 proc.
Dla klientów oznacza to tylko jedno: zwiększenie ryzyka, że nie zostaną zaspokojone ich roszczenia w razie bankructwa touroperatora. Obecnie średnia gwarancja dużych touroperatorów wynosi ok. 14 proc. obrotów z 2013 roku, co odpowiada około 12 proc. obrotów z roku obecnego. Pojawia się pytanie, jak przepisy rozporządzenia potraktują nowe biura, które mogą pojawić się np. w 2015 roku. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że również one skorzystają z niedoprecyzowania regulacji, w efekcie czego ich klienci będą chronieni mniejszymi niż obiektywnie potrzebne gwarancjami.

ZOBACZ TAKŻE:Jak oszukują biura podróży? Kruczki w umowach >>>