Gdy rubel traci na wartości tanieją bilety w Aerofłocie. Amatorzy taniego latania cieszyli się więc jak dzieci, gdy 16 i 17 grudnia kurs rubla spadł poniżej 0,044 PLN. Mogli kupować bilety rosyjskiej linii tak tanio jak nigdy. W okazjach można było przebierać jak w ulęgałkach. Lot z Warszawy do Bangkoku kosztował 1,3 tys. zł w obydwie strony, a na Malediwy- 1200 zł. Kilka dni wcześniej trzeba było za rejsy zapłacić minimum 2 tys. zł.

Reklama

Euforia nie potrwa długo. Ostateczne rozliczenie transakcji może być bolesne. Tym razem nie przez Rosjan, lecz spekulantów walutowych.

Tomasz Kubień, menadżer ds. rezerwacji portalu lotniczym Aerogrupa.pl, przypomina, że przy płatnościach za bilety lotnicze kartami debetowymi czy kredytowymi z chwilą założenia rezerwacji bank nakłada tylko blokadę kwoty w walucie, w jakiej rezerwujemy bilet.

- Rozliczenie blokady następuje dopiero po kilku dniach i odbywa się po kursie obowiązującym w chwili rozliczenia zablokowanej kwoty a nie w chwili założenia blokady, czyli dokonania rezerwacji - mówi Kubień.

Osoby, które wczoraj czy przedwczoraj dokonały rezerwacji, po kilku dniach mogą się więc zdziwić, gdy zobaczą na wyciągu ostateczną kwotę.

- Okaże się, że bilet był jednak droższy, niż zakładali. I to o kilkaset złotych. Nie można także zapominać, że niektóre banki rozliczają transakcje po bardzo niekorzystnym dla klienta, a korzystnym dla siebie kursie, który mocno odbiega od tych prezentowanych chociażby przez NPB czy kantory. Gdy płacimy w złotówkach, niebezpieczeństwa różnic kursowych nie ma, ale gdy płacimy w niestabilnych walutach obcych, jest ogromne – dodaje Kubień.

Wystarczy powiedzieć, że do dziś kurs rubla zbliżył się niemal do 0,060 PLN. W kilkadziesiąt godzin wartość rosyjskiej waluty wzrosła zatem o blisko 40 procent. Dla osób, które zarezerwowały bilety 16 lub 17 grudnia przy niskim kursie, to bardzo zła wiadomość.

Reklama

Jak dużej grupy dotyczy ten problem? Nie wiadomo.

Część osób przed spekulacyjnym zakupem mogła uchronić… polityka. A to dlatego, że wśród fanów podróży są też tacy, którzy bojkotują rosyjską linię, tak jak amatorzy samochodów deklarują, że nie tankują na Łukoilu, choć tam z reguły można wlać paliwo o wiele taniej niż u konkurentów.

Według Łukasza Szudrowicza, redaktora serwisu Aerogrupa.pl, podróżników obrażonych na Aerofłot jest jednak zdecydowanie mniej.

- Dla „łowców okazji” liczy się wyłącznie cena a nie barwy przewoźnika czy tym bardziej kraj, który dana linia reprezentuje. Grupa ta, co wynika z licznych komentarzy w sieci, wydaje się być głuchą na argumenty innej części odbiorców oferty, którzy stoją na stanowisku, że Aerofłotem nie polecą nawet za złotówkę i wszystko, co z Rosją związane, zamierzają bojkotować – dodaje Szudrowicz.

CZYTAJ WIĘCEJ: Putin przegrał walkę o rubla? Uderzenie ekonomicznego tsunami >>>