Kurorty nad polskim morzem mogą już niedługo pójść w ślady Amsterdamu, Wenecji czy Barcelony i wprowadzić ograniczenia dla turystów. - Myślę, że i nas to czeka. Z biegiem czasu sami turyści dojdą do wniosku, że wypoczywanie w tak zatłoczonych miejscach to żadna forma wypoczynku – przewiduje Andrzej Strzechmiński, burmistrz Łeby i dodaje, że w jego mieście w czasie sezonowych szczytów liczba mieszkańców rośnie z 3800 do prawie 100 tys. osób.
- Ciężko się bronić przed parawaningiem i plażingiem. Dochodzi nawet do sytuacji, że ludzie rozkładają się w strefie przybrzeżnej, gdzie woda sięga po kostki – opowiada burmistrz Łeby.
Jednak zanim dojdzie do wprowadzenia ograniczeń, nadmorskie gminy chcą działać i ułatwiać życie turystom, bo nadal są oni dla nich wielką korzyścią. – Staramy się, jako Związek Miast i Gmin Morskich, wypracować takie rozwiązanie jak np. drogi życia między parawanami czy leżakami – zapowiada Strzechmiński.
CAŁA ROZMOWA: