"Zamówiłem bilet w biurze podróży. Poinformowano mnie, że zostanie on przesłany drogą elektroniczną na lotnisko w Bydgoszczy" - opowiadał "Gazecie Pomorskiej" mieszkaniec Barcina. "Byłem pewien, że zarezerwowałem bilet na wylot na 14 lutego, a powrót na 16 lutego. Niestety omyłkowo podałem daty 14 i 16, ale marca" - dodaje.

Reklama

14 lutego mężczyzna pojawił się z walizką na bydgoskim lotnisku, bez problemu przeszedł wszystkie kontrole, wszedł na pokład samolotu i poleciał na Stansted w Londynie. Gdy po dwóch dniach zgłosił się w porcie lotniczym, by wrócić do kraju, okazało się, że przyleciał na gapę.

Anglicy natychmiast zauważyli, że mężczyzny nie ma na żadnej liście pasażerów. "Obsługa angielskiego lotniska nie mogła zrozumieć, w jaki sposób wpuszczono mnie na pokład w Bydgoszczy na podstawie tego biletu. Nie rozumieli, w jaki sposób przepuszczono mnie w Bydgoszczy" - tłumaczy mężczyzna. "Aby 16 lutego wrócić do Bydgoszczy, musiałem kupić dodatkowy bilet. Koszt mojej podróży wzrósł, i to znacznie - o 300 funtów" - dodaje.

Bydgoskie lotnisko nie potraktowało jego sprawy poważnie. "Tak naprawdę nikt nie chciał przyznać się do błędu. Gdyby obsługa lotniska zauważyła pomyłkę dat, poleciałbym w innym terminie. Nikogo to nie interesowało" - żali się mężczyzna.

"Nie możemy ponosić konsekwencji błędnych wyborów pasażerów odlatujących z portu w Bydgoszczy" - tłumaczy gazecie Krzysztof Wojtkowiak, prezes Portu Lotniczego im. Ignacego Paderewskiego w Bydgoszczy. "Z naszej strony wszystkie procedury zostały zachowane i zupełnie nie rozumiem roszczeń tego pana. Myślę, że pragnie się z kimś podzielić swoim nieszczęściem - szkoda, że tylko z nami" - kwituje prezes.

Reklama