W podróży spędził cztery lata. W tym czasie odwiedził 201 krajów w tym m.in. Kosowo, Watykan, Tajwan i Palestynę. Ostatnim państwem w jakim się pojawił był Południowy Sudan.
Byłem w podróży dokładnie 1426 dni, to 203 tygodnie, czyli prawie cztery lata - obliczył.
Swoją przygodę 33-letni Brytyjczyk rozpoczął 1 stycznia 2009 roku w Urugwaju. Od tego momentu był ciągle w podróży.
W ciągu czterech lat kierował się trzema podstawowymi zasadami: nie mógł przemieszczać się samolotem, mógł korzystać jedynie z miejscowej komunikacji, a kraj został zaliczony dopiero wówczas, gdy stanął stopami na suchej ziemi.
Większość ludzi myślała, że jestem szalony. Wielu nie wierzyło we mnie i od samego początku mówili, że moja misja jest niemożliwa do spełnienia. Najtrudniej było im sobie wyobrazić, że będę w Afganistanie i Somalii, czyli w krajach, gdzie panuje wojna - przyznał Hughes.
To właśnie jednak tam nie napotkał na żadne problemy. Na granicy nie było prawie żadnych kontroli. Nawet do Korei Północnej dostał się bez kłopotów, za to największym wyzwaniem okazały się małe państewka, które mieściły się na wyspach.
To te, które w igrzyskach idą pod olimpijską flagą, a cała ich reprezentacja liczy jedną osobę. Często musiałem czekać nawet miesiąc na statek z zaopatrzeniem, bo inaczej nie było szans, by tam się dostać - powiedział.
Podczas swojej podróży zbierał również datki na brytyjską organizację WaterAid, która walczy z zanieczyszczeniem wody na całym świecie. Na stronie internetowej Hughesa można zobaczyć zdjęcia ze wszystkich krajów na świecie oraz... wiz, których potrzebował. Żeby mieć miejsce na ich wklejanie musiał w czasie swej podróży aż czterokrotnie zmieniać paszport.