Duża grupa dzieci wchodzi nagle do wody. Są na kąpielisku strzeżonym. Pojawia się przedstawiciel Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratowniczego i pyta, czy grupa ma własnego ratownika. - Przecież jesteśmy na plaży strzeżonej, po co? - słychać w odpowiedzi. A po chwili pada zdumione: "Mamy jeszcze płacić za ratownika?!".
Takie sceny na Wybrzeżu nie należą tego lata do odosobnionych. Nadmorskie gminy lub inne instytucje opiekujące się plażami organizują kąpieliska i opłacają ratowników, aby strzegli bezpieczeństwa plażowiczów. Ale nie kolonistów. Zgodnie bowiem z przepisami kolonie powinny mieć dodatkowo swoich ratowników, którzy pilnują dzieci wchodzących do wody. Mogą to być oczywiście WOPR-owcy stacjonujący na plażach, ale wezmą za do dodatkowe opłaty.
Niestety, organizatorzy kolonii albo oszczędzają, albo nie znają dokładnie zasad zorganizowanego wypoczynku nad wodą. Zdarza się zatem tak, że rezygnują z opieki ratowników i w ogóle kąpieli albo ryzykują, dopuszczając do kąpieli dzieci na plażach niestrzeżonych.