Kto latem odwiedził Wenecję, ten więcej o tej porze roku tam nie pojedzie. Przepychanie się przez tłum turystów, brak miejsc w restauracjach, wysokie ceny w sklepach - takie jest to miasto w czasie wakacji. Dlatego też w Wenecji coraz rzadziej można spotkać Włocha, a ci, co urodzili i wychowali w tym mieście, szybko z niego uciekają. Jaki jest powód? Przede wszystkim wysokie ceny. Miejscowych nie stać, żeby w Wenecji mieszkać.
Z miejskiego krajobrazu znikają piekarnie, sklepy mięsne, warzywniaki, kioski z gazetami, a w ich miejsce powstają sklepy z pamiątkami prowadzone przez chińczyków.
Właśnie od tych małych sklepików zaczęła się dominacja Chińczyków. Później zaczęli przejmować również bary i restauracje, a teraz na ich liście pojawiają się także hotele.
Azjaci sprzedają przede wszystkim pamiątki przywiezione z Państwa Środka. Często są tanimi podróbkami, przez co cierpią miejscowi rzemieślnicy. Na małych wysepkach już od dawna nie działają fabryki, które wcześniej przez prawie całą dobę produkowały ekskluzywne szkło. Teraz nie ma na nie już popytu.
Włosi oskarżają o taką sytuację wieloletniego burmistrza Massimo Caccriariego, które rozpoczął prywatyzację miasta. I to właśnie głównie chińscy inwestorzy wykupili największe atrakcje, również miejsca historyczne, w których planują utworzyć centra komercyjne. Już w ostatnich pięciu latach prawie sto pałacyków zostało zmienionych na hotele.
Takie działania wyraźnie odzwierciedlają się w liczbach. W ostatnich 50 latach z Wenecji wyprowadziło się prawie 65 procent miejscowej ludności. Wcześniej na Starym Mieście mieszkało ok. 150 tys. osób, teraz jest ich jedynie 40 tys. - w tym 2000 Chińczyków. Reszta to turyści - dziennie prawie 83 tys., co odpowiada 30,3 mln rocznie.