Z roku na rok w Holandii przybywa czynnych miłośników dwóch kółek. Obecnie każdego dnia na rowery wsiada 5 milionów osób. W samym Amsterdamie jest ich 490 tys. Codziennie pokonują oni dystans 2 milionów kilometrów - wynika z obliczeń władz miejskich.
Nawet premier Mark Rutte regularnie przyjeżdża do pracy na rowerze.
Według innego raportu w 2011 roku Holendrzy kupili 1,3 mln nowych rowerów za łączną sumę 968 milionów euro.
Po latach inwestycji w ścieżki rowerowe, których łącznie powstało prawie 35 tys. kilometrów, Holendrzy nieoczekiwanie zaczynają płacić słoną cenę za popularyzację tego środka transportu.
"W takich miastach jak Amsterdam czy Utrecht wzrost liczby rowerzystów przyniósł ze sobą nowe zjawiska, takie jak korki na najczęściej uczęszczanych trasach, karambole, problemy z parkingami czy agresja za kierownicą" - wymienia dziennik "Trouw".
W okolicach dworca kolejowego w Utrechcie dziesiątki tysięcy pozostawionych rowerów, na parkingach i poza nimi, blokuje wejście pieszym.
To jak dom wariatów. Nie dochodzi jeszcze do bójek, ale grube słowa padają często - powiedział strażnik utrechckiego parkingu.
Rośnie także liczba ofiar śmiertelnych wśród rowerzystów - to 25 procent wszystkich, którzy zginęli na drogach kraju.
Jak podaje Centralne Biuro Statystyczne, w 2011 roku zginęło ponad 200 kolarzy, o 28 więcej niż w poprzednim roku.
Wzrost ruchu rowerowego zmusza holenderskie miasta do kolejnych inwestycji. Amsterdam planuje budowę za 120 milionów euro dodatkowych 38 tys. parkingów oraz 15 kilometrów nowych ścieżek.
To nie jest problem, który da się rozwiązać w ciągu tygodnia. Ale na razie najlepszym sposobem, aby zapanować nad chaosem, to uzbroić się w cierpliwość i się nie denerwować - powiedział rzecznik prasowy Unii Wim Bot.