Do tej pory Benidorm żył tylko z turystyki, która przez wiele lat przynosiła ogromne korzyści, ale podczas pandemii stała się sektorem najbardziej dotkniętym kryzysem. W kraju wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się, turyści krajowi i zagraniczni przestali przyjeżdżać, doszło do głębokiego załamania gospodarczego i społecznego. Ze 150 hoteli w mieście, obecnie tylko 4 pozostają otwarte. To uzmysławia wielkość tragedii, prawdziwa katastrofa - powiedział właściciel jednego z hoteli, Paco Gascon, który musiał zamknąć go po raz pierwszy od 40 lat.
Pracownicy żyją na skraju ubóstwa, bo zasiłek rządowy wynosi 70 proc. pensji, a ta w hotelarstwie sięgała średnio 700 euro, a jeżeli masz rodzinę… - nie kończy Maria del Carmen, pracująca przed pandemią w hotelu.
Obecny widok dawniej zatłoczonego miasta jest "przytłaczający” - zamknięte sklepy, zaciągnięte żaluzje, tablice z napisami: "sprzedaje się" lub "wynajmuje się".
"Teraz już nie chodzi o wsparcie"
Przed pandemią Benidorm był "Mekką nocnej rozrywki” z setkami barów i klubów oferujących drinki i muzykę na żywo, ale teraz wszystko jest zamknięte, a muzycy nie mają co robić. Musiałem sprzedać instrumenty muzyczne, pracować jako ogrodnik i prosić rodzinę o pieniądze na przeżycie - skarżył się Kike Argendoña, wcześniej grający w jednym z klubów. Jestem muzykiem, nie mogę się przekwalifikować - dodał.
Burmistrz Benidormu, Toni Perez wyrzuca rządowi, że nie odpowiedział na petycje wsparcia sektora turystyki. Teraz już nie chodzi o wsparcie, ale o odbudowanie turystyki - powiedział.
Rząd wydał miliony euro na przemysł motoryzacyjny w celu uniknięcia delokalizacji, ale nie wydał nic na turystykę - stwierdził.
Według RTVE, teraz wszyscy pokładają nadzieje w szczepionce, która ma umożliwić powrót do pewnej normalności i odbudować świetność kurortu.