Za dwa zestawy drobiowego gyrosu w chlebkach pita i frytki oraz dwa lokalne piwa, razem z partnerem zapłacili ponad 12 euro, czyli ok. 55 zł. Kołodziejczyk nie ukrywała radości. Ale bywa i tak, że rachunek z restauracji niemiło nas zaskoczy. Przykład "paragonu grozy"?

Reklama

Za dwie kawy i dwie wody na placu św. Marka w Wenecji trzy lata temu turysta zapłacił 43 euro (ok. 193 zł). Od przedstawicieli kawiarni usłyszał, że "tak wysoki rachunek jest wynikiem dodatkowej opłaty za prestiżową lokalizację”. Oczywiście jeśli nasi goście chcą, mogą napić się kawy w barze za 1,25 euro (ok. 5,60 zł). Ale jeżeli wybiorą stolik na placu, mogą się cieszyć muzyką, podziwiać dzwonnicę i rozkoszować się widokiem bazyliki św. Marka, a to zupełnie inne doświadczenie – przekonywał w "Daily Mail" przedstawiciel kawiarni.

"Paragony grozy” nad Bałtykiem?

O "paragonach grozy” mówi się teraz także nad Bałtykiem. Jednak z takim przekazem nie zgadzają się m.in. władze Mielna. Dlatego rozpoczęły kampanię na rzecz obrony własnego wizerunku pod hasłem "Odkłamujemy Bałtyk".

Sinice, mięsożerne bakterie i drożyzna w gastronomii, ten temat powrócił w tym roku - to fake newsy i mity - mówiła "Gazecie Wyborczej" Mirosława Diwyk-Koza, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Mielnie.