Meduzy dwóch gatunków Pelagia noctiluca pojawiły się np. w okolicach popularnych plaż między Cannes a Niceą. Tylko w ciągu jednego dnia aż 500 odpoczywających tam wczasowiczów zostało poparzonych i szukało pomocy na pogotowiu. Oprócz Lazurowego Wybrzeża bezkręgowce opanowały także przybrzeżne wody Sardynii, wschodnich Włoch i Hiszpanii. Władze nadmorskich kurortów ostrzegały przed kąpielą, przybrzeżne wody patrolował katamaran przystosowany do odłowu meduz, a właściciele ekskluzywnych ośrodków stosowali specjalne sieci do wyłapywania bezkręgowców.
Zorganizowana akcja przyniosła efekty. Udało się opanować pierwszą falę inwazji. Niestety naukowcy są pewni, że meduzy wrócą. Nazywane portugalskimi żeglarzami aretuzy pokonują znaczne odległości pchane wiatrem, a ten wkrótce znów zacznie wiać w stronę wybrzeża.
Atak meduz nie jest nowym zjawiskiem. Pierwsze zapiski o "meduzowej zupie" u francuskich wybrzeży pochodzą z 1802 roku, a wysyp tych zwierząt pojawia się średnio co osiem lat. Jednak w tym roku jest wyjątkowo silny. Według naukowców i ekologów odpowiedzialność za to ponosi człowiek. Morze Śródziemne jest popularnym miejscem połowów, co znacznie zmniejszyło populację ryb polujących na meduzy.
Fabrizio Bulgarini, ekspert ds. bioróżnorodności z włoskiego oddziału WWF, w rozmowie z "The Independent" wskazuje na jeszcze inną przyczynę plagi. Jego zdaniem za inwazję meduz może być odpowiedzialne globalne ocieplenie. Nawet nieznaczny wzrost temperatury wody może bowiem sprzyjać nadmiernemu rozrodowi bezkręgowców.