Na Rynku Głównym obok Sukiennic już 1 grudnia ustawiono kilkadziesiąt straganów z choinkowymi świecidełkami, bombkami, szkłem, rękodziełem i pamiątkami. W targowych alejkach zapach jedliny miesza się ze smakowitą wonią pieczonych na grillu mięsiw, gorącą czekoladą, oscypkami na ciepło i goździkowo-cynamonowym aromatem grzańca (galicyjskiego oczywiście). "Nasze miasto wyrosło na tradycji kupieckiej i w dalszym ciągu jest z nią kojarzone" – mówi wiceprezydent Krakowa Elżbieta Lęcznarowicz. "Nic więc dziwnego, że targi bożonarodzeniowe cieszą się u nas taką popularnością. To dowód wielkiego szacunku i przywiązania do tradycji" – podkreśla.
Stragan z Norymbergii
Z komercyjnego punktu widzenia trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce dla 20. krakowskich Targów Bożonarodzeniowych niż Rynek Wielki i sąsiedztwo Sukiennic. To miejsce od wieków przyciąga kupców jak wawelski czakram radiestetów amatorów. To specjalnie dla krakowskich centusiów wytyczono ten olbrzymi plac. Kwadrat 200x200 m mieścił towary z całej Europy, a nawet z bliższych i dalszych zakątków Azji. Jego centralne miejsce zajmowali handlarze suknem. Murowany budynek, gdzie mogli dobijać targu bez względu na porę roku, dnia i pogodę, ufundował Kazimierz Wielki, ale dopiero jego przebudowa po pożarze w 1555 roku uczyniła z Sukiennic dzieło sztuki. Halę zasklepiono kolebkowo, cały budynek zwieńczono charakterystyczną attyką grzebieniową i ozdobiono maszkaronami Santi Gucciego, dobudowano wspaniałe kolumnowe loggie. Nic dziwnego, że urządzano tu również huczne bale. Największy wyprawiono z okazji przyjazdu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Bawiło się tu wówczas kilka tysięcy gości!
Dzisiaj to miejsce odwiedza średnio kilkanaście tysięcy osób dziennie, a przed świętami pewnie kilka razy więcej. Nie dla wszystkich ważne są tylko zakupy i zyski. Równie ważna jest atmosfera. Obserwując rozświetlone tysiącami lampek stragany i kilkunastometrową choinkę, można odnieść wrażenie, że to heroiczna próba przedłużenia krótkiego dnia i zaklinanie sił natury (niech już wreszcie spadnie śnieg!). Spacerując dłużej, odkryjemy stoiska organizacji charytatywnych, a także miast bliźniaczych Krakowa Kijowa, Mediolanu, Norymbergii.
Grunt to rodzina
Trudno sobie wyobrazić lepszą okazję do promowania rodzinnej turystyki niż Boże Narodzenie. Broniąc się przed spadkiem liczby turystów – a więc i zysków – miejscowi przedsiębiorcy wymyślili akcję Kraków Rodzinny. Od końca listopada można usłyszeć spoty radiowe i oglądać wielkie billboardy zachęcające do odwiedzenia dawnej stolicy wraz z pociechami.
Pomysł jest prosty: dzieci do lat 14 płacą za nocleg w hotelach mniej lub w niektóre dni – wcale, podobnie jest w restauracjach, gdzie milusińscy stołują się ze zniżkami albo za darmo.
Obie imprezy – targi i Kraków Rodzinny – zgrabnie ze sobą połączono. Co kilka dni w pobliżu straganów organizowane są specjalne atrakcje. 6 grudnia odbyła się parada św. Mikołajów, a na rynku gościł Mikołaj z Rovaniemi w Finlandii. Organizatorzy już pod koniec listopada wysłali do niego listy od 375 dzieci, a część magicznej korespondencji wysłano wysoko w niebo wraz z kolorowymi balonami.
W planach są jeszcze korowody kolędników oraz pokaz ozdabiania baniek choinkowych. Dzieci będą mogły wziąć udział w konkursie rysunkowym „Moja szopka". Na estradzie ustawionej w rynku będzie można zobaczyć młodych artystów z Bratysławy, Brna, Pragi, Wiednia i Krakowa, którzy wystąpią w ramach międzynarodowego projektu „Mosty między miastami" .
O ile 20. Targi Bożonarodzeniowe zakończą się, to akcja Kraków Rodzinny potrwa do końca marca 2009 roku. Atrakcji i tak będzie co niemiara, bo z najmłodszymi można wybrać się do teatrów, kin, muzeów, filharmonii, a nawet opery. Rodziny mają też tańszy wstęp do krakowskiego Parku Wodnego, Krainy Zabaw Dziecięcych Anikino czy Kopalni Soli w Wieliczce.
O Nowej Hucie to piosenka
Zaliczywszy cały turystyczny mainstream z Ratuszem, Sukiennicami, Wawelem, Kościołem Mariackim z ołtarzem Wita Stwosza, Bramę Floriańską, mury obronne z Barbakanem – można też spróbować odkryć trochę inny Kraków.
Trudno wyrokować, czy artystyczny Kazimierz, cały pachnący cynamonem, to już mainstream, czy może coś, co rozwija się niezależnie od głównego nurtu. Na pewno można tu znaleźć wytchnienie od ścisku panującego na głównych traktach Krakowa. W klimatycznych knajpkach popija się kawę i herbatę, a wieczorem piwo i wino. Amatorzy kuchni żydowskiej mogą spróbować słynnego gęsiego pipka.
Po dawnym żydowskim mieście, które powstało tutaj w XV wieku, pozostały zabytkowe synagogi: Stara przy Szerokiej jako Muzeum Judaistyczne; XVII-wieczna Izaaka Jakubowicza (największa w Krakowie); Poppera (siedziba Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży); wciąż odprawiająca nabożeństwa Remuh, a są jeszcze Tempel, Kupa czy Wysoka.
Jeszcze inny Kraków poznamy, odwiedzając Nową Hutę. W kilkanaście minut spod Dworca Głównego dojedziemy na miejsce tramwajem albo w kilka – trabantem. Ten środek lokomocji promuje słynna już grupa Crazy Guides. To propozycja dla wszystkich, którzy chcą odbyć podróż w czasie, odwiedzając prawdziwą peerelowską kawiarnię z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku, tudzież mieszkanie z epoki późnego Gierka. Atrakcja nie tylko dla turystów zagranicznych, ale dla wszystkich, którzy lubią dobrą zabawę. A ta jest pierwszorzędna – do tego stopnia, że niektórym przybyszom z cywilizowanej Europy trudno uwierzyć, że to tylko inscenizacja.