Z powodu chłodnej i deszczowej pogody tego lata na Mazurach jest wyjątkowo mało turystów, gości nie przyciągają nawet promocje cenowe i oferty "last minute" na wynajem domków, czy pokoi w gospodarstwach agroturystycznych. Drobni przedsiębiorcy z branży turystycznej zgodnie mówią, że straty, które już ponieśli, są nie do odrobienia.

Reklama

"Nawet jak przyjdzie ciepły sierpień niewiele to pomoże, bo ludzie zwykle przyjeżdżali pod namioty w lipcu, nie sierpniu. A ten lipiec był zimny i deszczowy, trudno się dziwić, że ludzi nie ciągnęło pod namiot. Tak zły sezon był ostatnio w 1993 roku kiedy też cały lipiec lało i było chłodno" - powiedziała PAP Marianna Pupek, która od lat prowadzi pole campingowe w Probarku.

Złej pogody wystraszyli się przede wszystkim ci, którzy na Mazurach chcieli się opalać, liczyli na odpoczynek w słońcu. Zapalonych żeglarzy i miłośników innych mazurskich atrakcji (wycieczek rowerowych, czy zwiedzania np. wschodniopruskich dworów) deszcze nie odstraszyły.

"Wysokiej klasy kajaki wciąż pływają, są rezerwowane z dużym wyprzedzeniem i rezerwacje te nie są odwoływane. Pogoda wystrasza przede wszystkim turystów jednodniowych, takich, którzy przyjeżdżali na chwilę, na spływ, a potem jadą gdzie indziej. Tacy ludzie nie inwestują w specjalistyczny sprzęt, nie lubią jak kapie im na głowy, wolą się rozkoszować ciepłem i słońcem niż podziwiać widoki moknąc" - powiedziała PAP Izabela Szczepanik z firmy, która m.in. organizuje spływy Krutynią.

To jednak tacy "jednodniowi" turyści zostawiali na Mazurach najwięcej pieniędzy: stołowali się w restauracjach, kupowali słodkie przekąski w budkach nad wodą, kupowali pamiątki, wypożyczali na kilka godzin sprzęt pływający, czy rowery na krótkie wypady. Żeglarze, jak zauważył burmistrz Mikołajek Piotr Jakubowski, często przywożą prowiant ze sobą, obiady gotują na łodziach, a do restauracji chodzą co najwyżej na piwo, czy tanią kolację.

Marianna Pupek na swoim polu namiotowym od początku lata też zawsze ma gości. "Ludzie są i to z całej Polski. Co z tego, jak jest ich dużo za mało" - powiedziała. Izabela Szczepanik: "Na Krutyni też nie ma pustki, kajaki płyną nawet jak pada. Tyle, że nie są to takie ilości jak wtedy, gdy jest ciepło i słonecznie".

Sezonu do udanych nie zaliczy też Żegluga Mazurska. Mimo, że jej statki odpływają zawsze z załogantami na pokładach to koszty utrzymania floty znacznie wzrosły. "W ubiegłym roku za paliwo do statków zapłaciliśmy 38 tys zł, w tym 58 tys zł. Wzrosły koszty energii, ścieków, droższe jest utrzymanie firmy" - powiedział PAP prezes Żeglugi Andrzej Ołtuszewski. Dodał, że mimo to nie przewiduje zamknięcia roku ze stratą.

Właściciele gospodarstw agroturystycznych liczą, że zły lipiec "odbiją" sobie w sierpniu i jesienią - o ile w lasach będą grzyby.