Wywodzący się z umiarkowanych islamistów prezydent Muhammad Mursi, oskarżany przez opozycję o tendencje autorytarne, odrzuca apele o powołanie rządu jedności narodowej. Ale dla większości przeciwników powołanie takiego gabinetu to warunek wstępny rozpoczęcia dialogu z rządem. W minionym tygodniu Mursi rozmawiał na ten temat z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Francji Francois Hollande’em.
Tymczasem w miastach położonych w okolicach Kanału Sueskiego jest wciąż niespokojnie. 625-tys. Port Said, 560-tys. Suez i 370-tys. Ismailia przodują w gwałtownych antyrządowych protestach, wzmożonych wydanymi w poprzedni weekend wyrokami śmierci dla 21 prowodyrów zamieszek z lutego 2012 r., gdy podczas meczu miejscowego Al-Masri z potentatem afrykańskiego futbolu, kairskim Al-Ahli zginęło 79 osób, a około tysiąca zostało rannych. W ciągu tygodnia liczba ofiar zajść niemal dorównała ubiegłorocznej.
Według korespondentów Al-Dżaziry skala anarchii przekracza tę z czasów rewolucji, która obaliła Hosniego Mubaraka. – Konflikt między siłami politycznymi na tle sposobu zarządzania krajem może doprowadzić do upadku państwa i zagrozić przyszłym pokoleniom – powiedział dowódca armii, a zarazem minister obrony generał Abdul Fatah as-Sisi. Część obserwatorów odczytała te słowa jako zawoalowaną groźbę wmieszania się w konflikt egipskich sił zbrojnych.
Napięta sytuacja sprawia, że wielu turystów rezygnuje z wykupienia wczasów w Egipcie. Liczba odwiedzin wciąż zresztą nie dorównała tej sprzed arabskiej wiosny. W 2010 r. kraj piramid odwiedziło 14,5 mln obcokrajowców. W ubiegłym roku liczba ta ledwo przekroczyła 10 mln. Tymczasem turystom, zwłaszcza stawiającym na zorganizowane formy odpoczynku w kurortach takich jak Hurghada czy Szarm el-Szejk nic nie grozi.
Reklama
MSZ uznaje za możliwe z punktu widzenia bezpieczeństwa obywateli wyjazdy zorganizowane z Polski do egipskich ośrodków turystycznych nad Morzem Czerwonym – oświadczył nasz resort dyplomacji, który w takich sytuacjach woli zazwyczaj dmuchać na zimne. Ministerstwo zaleciło jedynie powstrzymanie się od podróży do miast, w których przed tygodniem wprowadzono stan wyjątkowy, czyli właśnie Ismailii, Port Said i Suezu.
Ludzie stąd uciekają, bo media ich straszą. Tymczasem Szarm jest bezpieczne, nie ma nic wspólnego z tym, co się dzieje w Kairze – mówił południowoafrykańskiemu serwisowi „Independent Online” jeden z tamtejszych kelnerów. Dla żyjącego z turystyki Egiptu podobne obawy oznaczają kolosalne straty. Aby je rozwiać, minister turystyki Hiszam Zazu wziął nawet udział w obchodach prawosławnego Nowego Roku w miejscowej katedrze.