Pierwsza rada - złap autobus. W Londynie uruchomiono wczoraj i dziś sto dodatkowych tras, ale autobusy w godzinie szczytu i tak pękają w szwach...
Wobec tego druga rada - jedź do pracy rowerem. Albo trzecia - zostań w domu i pracuj w sieci, na odległość, jak w wielu biurach administracji państwowej, gdzie jest to już praktykowane regularnie 2 dni w tygodniu. Czwarta rada - spróbuj jednak metra - jeździ w kratkę, nie na każdej linii i nie wszędzie staje, ale radio informuje, na co można liczyć, mimo strajku.
Kolejne rady to jedź alternatywną siecią kolejki naziemnej, która nie strajkuje, napowietrzną kolejką we wschodniej części miasta, albo nawet gondolą kolejki linowej, która przecina Tamizę w Greenwich, ale honoruje bilety metra. Albo popłyń rzeką tramwajem wodnym, czy nawet idź piechotą, bo wielu Londyńczyków zapomniało już, jak to się robi. Jeśli trzeba, można się zdać na taksówkę - na dworcach działają dziś specjalni zawiadowcy postojów, żeby zapobiec awanturom w kolejkach.
Inne sposoby to przenocować u znajomych bliżej centrum, uzbroić się na drogę w dobrą książkę i tablet, wziąć urlop, albo... wyprowadzić się na wieś.