Nowy Jork - zwiedzanie w rytmie pop. Tego nie znajdziecie w przewodnikach
1
Radziłam uciekać od oficjalnych ścieżek zwiedzania. Ale jest jeden wyjątek: Empire State Building. Może i z Top of the Rock jest ładniejszy widok, a na tarasie obserwatorium widokowego na szczycie nowego WTC z powodu historii tego miejsca naprawdę przechodzą ciarki, ale mimo to Empire State Bld. ma jedną przewagę: jest chyba najromantyczniejszym miejscem w całym mieście. Oczywiście dziś ten romantyzm trochę przykrywają koniki zapędzające do odwiedzenia tego budynku (nie dajcie się nabrać i nie przepłacajcie im za "skrócenie kolejki"), sama ciągnąca się z zasady około godzinę kolejka i spore tłumy turystów. Ale jednak na górze od razu przypomina się cudowna scena z "Niezapomnianego romansu" z Deborah Kerr i Carym Grandem, gdy Grand na szczycie Empire czeka na ukochaną, a ta, śpiesząc się na spotkanie, zostaje potracona przez samochód.
Za to jakoś nigdy nie pociągał mnie Nowy Jork pokazany w filmowym "Śniadaniu u Tiffany'ego". Może dlatego, że jest tak odległy od tego z oryginalnego opowiadania Trumana Capote'ego. Tam miasto z lat 40. ubiegłego wieku jest zwariowane, nowoczesne, rozpustne i właściwie raczej nieszczęśliwe, zupełnie jak główna bohaterka Holly. A więc całkiem inne niż to z filmu z lat 60. Tamten pierwotny klimat można spróbować odnaleźć na Upper East Side pod adresem Gloria Vanderbilt, 65. To ulica między Piątą Aleją a Madison Avenue. I ta właśnie kamienica posłużyła Capote'owi za model domu, w którym mieszkała Holly. I gdzie kochał się w niej Fred.
Ale miłość w Nowym Jorku jest nie tylko dramatyczna. Może być też taka jak przy stoliku w Katz’s Delicatessen (205 E Houston St.), którego właściciele mówią, że byli światkami wielu orgazmów. Nic dziwnego: to w tej restauracji Sally (Meg Ryan) z kultowej komedii "Kiedy Harry poznał Sally" demonstruje swoje umiejętności udawania orgazmów tak skutecznie, że pada jedno z najbardziej znanych zdań w historii kina: "Poproszę to samo co ona…". Ta scena ściągnęła do delikatesów prawdziwe pielgrzymki. A w restauracji nadal wisi tabliczka pokazując, przy którym stoliku siedzieli Sally i Harry.
Shutterstock
2
Gangsterzy, złodzieje, mordercy, policjanci, agenci specjalni, superbohaterowie. Chyba nie ma miejsca na Ziemi, gdzie - przynajmniej według tego, co pokazują filmy i seriale - było ich więcej na metr kwadratowy. Pościgi, wybuchy i inne akcje na Grand Central Station, moście Brooklińskim i niemal całym Manhattanie widzieliśmy setki razy. Ale jeżeli chcecie poczuć prawdziwie gangsterski klimat, najlepiej odwiedzić trzy inne miejsca: Hell’s Kitchen, Little Italy i Chinatown. Te trzy małe dzielnice to miejsca tradycyjnie zamieszkane przez emigrantów, biednych ale za to żądnych sukcesu. Choćby osiągniętego nielegalnie. W Little Italy jak wiadomo działa mafia włoska, w Chinatown (położone są obok siebie) rządzą chińscy gangsterzy. I choć dziś to raczej małe skanseny, można przypomnieć sobie z sceny z "Roku Smoka" z Mickey’em Rourke czy "Ojca Chrzestnego". Mała podpowiedź: Genco Olive Oil, gdzie swoją siedzibę miał biznes don Corleone, mieści się w samym sercu Little Italy pod adresem 128 Mott Street w The Mietz Building.
Koniecznie trzeba też przejść się ulicami 34. i 59., od 8. Alei do rzeki Hudson. To tam mieści się Hell’s Kitchen, która swoją nazwę zawdzięcza naprawdę kiepskiej reputacji. Przed laty była jednym z centrów nowojorskiego świata przestępczego, zwłaszcza mafii irlandzkiej. Urodzili się tu lub wychowali tacy gangsterzy jak Owney Madden, James Coonan i Mickey Featherstone. I to tu walkę o dzielnicę i dosłownie dusze jej mieszkańców toczą: komiksowy niewidomy prawnik Matt Murdock czyli Daredevil i gangster Kingpin.
Shutterstock
3 Jeśli już jesteśmy przy odwiedzaniu dzielnic imigranckich, to koniecznie trzeba zajrzeć na drugą stronę East River - na Greenpoint. Ta niewielka dzielnica granicząca od południowego zachodu z Williamsburgiem, a od południowego wschodu z autostradą Brooklyn-Queens, oczywiście najlepiej znana jest jako Little Poland. To tu mieszkała większość emigrantów z Polski, którzy nadali jej bardzo swojski charakter. Z roku na rok jednak ta grupa jest coraz mniejsza. Jeszcze 5 lat temu język polski był tu powszechny na ulicach, dziś widnieje głównie w nazwach sklepów i kawiarni. A dzielnicę tą od kilku lat coraz chętniej wybierają do zamieszkania młodzi nowojorczycy z Manhattanu. Powody: blisko centrum miasta, ale spokojnie, przyjemna niewysoka zabudowa, sporo zieleni, świetne, wciąż polskie sklepy spożywcze, a do tego piękny widok na wieżowce Manhattanu Jeżeli więc w Nowym Jorku zechcecie odpocząć od jego wielkomiejskości, a do tego jeszcze zobaczyć egzotyczną mieszankę polskości z amerykańskością w klimacie "Szczęśliwego Nowego Jorku", koniecznie odwiedźcie ten kawałek Brooklynu.
Shutterstock
4
Wikipedia wymienia blisko tysiąc piosenek o Nowym Jorku. Tylko w oparciu o ich teksty można napisać kilka przewodników, ponieważ to miasto naprawę żyje muzyką. Wystarczy na chwilę przystanąć na Union Square, gdzie krzyżują się: Broadway, Czwarta Aleja i Park Avenue. Czy to na samym skwerze, czy pod nim na stacji metra niemal zawsze gra jakiś - czasem całkiem niezły - uliczny artysta. A już będąc na stacji metra, tak jak śpiewał Duke Ellington, "Take the 'A' Train", czyli "Wybierz linię A" i pojedź do Harlemu. Chyba żadna inna dzielnica Nowego Jorku nie pulsuje takim rytmem jak ta ojczyzna jazzu.
Przez lata w legendarnych klubach Harlemu - od słynnego Cotton Club, przez Lenoc Lounge, który zamknięto przed trzema laty - przewijali się najsłynniejsi wykonawcy tak jazzu, jak i rhytm'n'bluesa. Choć większości z tych miejsc już nie ma, to wciąż działa Apollo Theater - zabytkowy teatr muzyczny. To tam swoje kariery zaczęli m.in. Ella Fitzgerald, Stevie Wonder, Michel Jackson czy Lauren Hill.
Po drugiej stronie miasta i drugiej stronie muzyki znajdował się CBGB czyli Country, Blue Grass and Blues. Klub ten znany jest na świecie jako miejsce narodzin muzyki punk. Choć on również już nie działa, to i tak warto odwiedzić miejsce, w którym się mieścił - Bowery 315 - by zobaczyć, gdzie kariery zaczynali: The Ramones, The Patti Smith Group, Blondie czy Talking Heads.
Shutterstock
5
Nowy Jork to idealne miasto do kręcenia lub przynajmniej umiejscawiania akcji seriali. To, gdzie dokładnie mieszkają bohaterowie - czy to na eleganckim i drogim Upper East Side jak ci z "Plotkary", czy raczej na mieszczańskim, wygodnym Upper West Side jak Ted i jego kumple z sitcomu "Jak poznałem waszą matkę", czy może raczej w artystycznym, lekko zwariowanym Greenwitch Village jak "Przyjaciele" - już samo w sobie jest świetną charakterystyką tego, z kim mamy do czynienia, i mówi o bohaterach równie wiele, co lepsza lub gorsza fabuła.
Wystarczy spojrzeć na najpopularniejsze seriale ostatnich lat: akcja "Sainfield" toczyła się oczywiście na neurotycznym Manhattanie; "Diabli nadali" to podmiejski, rodzinny Queens; "Dwie spłukane dziewczyny" mieszkają w niegdyś biednym a dziś hipsterskim Williamsburgu; "Mad Man", jak sama nazwa wskazuje, rozgrywał się na Madison Avenue, słynącej niegdyś właśnie z najlepszych agencji reklamowych. A do tego jeszcze takie hity jak "Dziewczyny", "Seks w wielkim mieście", czy "Brygada ratunkowa", których akcja rozgrywa się w niemal całym Nowym Jorku, prezentując różne oblicza wielu bohaterów.
Przypomnijcie sobie swój ulubiony serial i postarajcie się odnaleźć jego ślady w rzeczywistym mieście. Czasem jak w przypadku Magnolia Bakery, gdzie muffiny jadły Carrie i Miranda, pójdzie bardzo łatwo, bo cukiernia ta chwali się występem w serialu. Czasem jak w przypadku Central Perk, gdzie na kawę wpadała Rachel, Chandler i spółka, będzie trudniej, bo to miejsce nie istnieje - choć w ubiegłym roku z okazji 20. rocznicy serialu otwarto na chwilę specjalną kawiarnię wzorowana na tym kultowym miejscu.
Shutterstock
6
Nowy Jork to świetne burgery, steki, niezłe foodtrucki, ale to przede wszystkim hot-dogi i ciasta. A jak na hot doga, to w dwa miejsca: albo takiego z samochodu gdzieś w okolicach Central Parku, albo na Brooklyn do Nathan’s Famous (1310 Surf Avenue), czyli jednej z pierwszych hotdogowni. Hot dogi do Nowego Jorku przybyły jako kiełbaski dachshund razem z rzeźnikami z Niemiec. Był między innymi Charles Feltman, który w 1871 roku otworzył na Coney Island budkę z takim jedzeniem. Jedna z opowieści mówi o tym, że do popularyzacji hot-dogów doszło za sprawą Wystawy Kolumba, czyli wystawy światowej, w czasie której - aby zaspokoić potrzeby wielomilionowej rzeszy zwiedzających - pootwierano setki stanowisk z takimi bułkami z parówkami. Ale inna opowieść jako ojca tego sukcesu wskazuje polsko-żydowskiego emigranta Nathana Handwerkera, który pracował u Feltmana i który to miał wpaść na pomysł, by parówkę włożyć do bułki i tak sprzedawać. Jak by nie było, jedząc hot doga z dużą ilością musztardy i cebulką na robotniczym Brooklynie, można choć trochę poczuć klimat takiego emigranckiego, niespecjalnie bogatego Nowego Jorku.
Jeśli zaś macie ochotę na miasto hipsterskie, wysmakowane, maniakalnie poszukujące nowych, modnych smaków, koniecznie wybierzcie się na południowy Manhattan na granicy między SoHo i Wall Street. Tylko koniecznie z rana - po godzinie 10 zastaniecie już tylko długą kolejkę do działającej od dwóch lat cukierni francuskiego cukiernika Dominique Ansela (189 Spring St,), która dzięki swojemu piekarskiemu wynalazkowi - cronutom - trafiła na czołówki gazet a nawet do filmów i seriali. Po te ciastka, będące połączeniem donutów i ciasta francuskiego, od bladego świtu ustawiają się w kolejce tak turyści, jak i nowojorczycy. I chętnych wciąż jest tak wielu, że obowiązuje limit: góra dwa ciastka na osobę. A warto postać, bo ciastko rzeczywiście świetne, a i klimat miejsca bardzo ciekawy. Jeżeli już na cronuty nie zdążycie albo nie przekonuje was pomysł jedzenia smażonego na głębokim tłuszczu ciasta francuskiego, to skuście się na nowojorski sernik. To chyba najbardziej znane na świecie ciasto z tego miasta - pieczony z sera mascarpone lub ricotty i sporej liczby jajek, jest bardzo ścisły i kremowy. Jego smak zostanie z Wami na dłużej.
Shutterstock
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję