Czerwiec był kolejnym miesiącem, w którym turyści w biurach podróży nie dopisali. Od początku roku branża jest ciągle w trendzie spadkowym. Jak wylicza Krzysztof Piątek, prezes Polskiego Związku Organizatorów Turystyki, sprzedaż zagranicznych wycieczek samolotowych jest niższa niż przed rokiem o blisko 12,5 proc. Branży nie ratuje nawet większy o 15 proc. popyt na wyjazdy autokarowe i o prawie 5 proc. na pobyty z dojazdem własnym. Obie te kategorie odpowiadają bowiem za niecałe 17 proc. rynku, w związku z tym skumulowana sprzedaż ciągle jest o 9,5 proc. słabsza od ubiegłorocznej.
Nie pomagają nawet wysokie, sięgające 60 proc. upusty. W poprzednich latach były one spotykane tylko w tzw. martwym sezonie, czyli m.in. w maju. Imigranci skutecznie powstrzymują turystów przed planowaniem urlopu w Grecji, a powtarzające się zamachy – na Półwyspie Arabskim. Nadpodaż to więc problem, z którym borykają się touroperatorzy. Próbują ratować się redukcją programów.
Jak donoszą eksperci, Neckermann ograniczył np. częstotliwość lotów do bułgarskiej Warny, Sun & Fun anulował rejsy z Warszawy do Albanii, a Itaka z Grecosem z Łodzi do Heraklionu na Krecie. Poza tym biura zrezygnowały z lotów do Hurghady z Wrocławia, a do Tunezji latają tylko z dużych lotnisk, jak Warszawa i Kraków. Rok temu do tego kraju można było się wybrać również z Wrocławia, Poznania czy Gdańska. Można oczekiwać, że w najbliższym czasie podobny los spotka też Turcję, która już teraz cieszy się o 65 proc. mniejszym zainteresowaniem niż przed rokiem, a zainteresowanie którą może spaść z powodu serii zamachów w Stambule.
Wahania kursów walut, do których przyczynia się niepewna sytuacja ekonomiczna w Europie, sprawiają, że zarówno wyjazdy, jak i samo życie w krajach, gdzie płaci się w euro, jest coraz droższe, co zniechęca turystów do wyjazdu za granicę. To także problem dla biur. W ubiegłym roku, gdy kalkulowały ceny swoich imprez, euro kosztowało poniżej 4,2 zł. W czerwcu, gdy przyszło im zapłacić zaliczki na poczet hoteli i miejsc w samolotach, euro było już o prawie 30 gr droższe. – To powoduje, że ten niskomarżowy biznes stał się jeszcze większym wyzwaniem. Zwłaszcza dla mniejszych biur, które nie odnoszą korzyści ze skali działania – uważa Marcin Małysz, dyrektor ds. operacyjnych w biurze Exim Tours.
Dlatego eksperci spodziewają się upadłości w branży. Narażone na nie są zwłaszcza mniejsze biura, które nie mają zaplecza finansowego, a przez to nie będą mogły zbyt długo brać udziału w agresywnej wojnie o klienta. Największe z nich, Itaka czy Rainbow, jak donoszą analitycy TravelData, biura specjalizującego się w rynku turystycznym, mogą pochwalić się funduszami własnymi na poziomie ponad 100 mln zł. Dobrze wypadają pod tym względem Neckermann, Grecos czy Ecco Holiday, których zaplecze wynosi od 40 do prawie 50 mln zł.
Mniejsze biura w przeciwieństwie do dużych graczy muszą poza tym rozliczać się z kontrahentami przed wysłaniem turystów na wczasy. Odwlekanie decyzji zakupowych przez Polaków, które jest w tym roku nagminne, szczególnie więc im nie służy.
– Jak wynika z naszych danych, słaba kondycja sektora to zasługa przede wszystkim małej wielkości podmiotów działających na rynku nie dłużej niż kilka lat – dodaje Tomasz Starzyk z Bisnode Polska. Przykłady Sunshine Holiday, chorzowskiego biura podróży specjalizującego się w organizowaniu wycieczek do Turcji, Egiptu i Tunezji, które w marcu ogłosiło zawieszenie działalności, czy śląskiej spółki BBJ Sport, która w czerwcu ogłosiła upadłość, są tego dowodem.
Eksperci uspokajają jednak, że w tym roku bankructwa nie osiągną skali równej tej z 2012 r., kiedy upadło 15 biur podróży. – Przekonany jestem, że to może zmienić się w przyszłym roku. Wówczas możemy być świadkami rekordowej liczby upadłości na polskim rynku – podkreśla Tomasz Starzyk.