Biura podróży notują lekkie ożywienie po otwarciu granic w UE, ale poziomy sprzedaży są wciąż dalekie od zadowalających.
Mamy bardzo dużo zapytań ze strony klientów, natomiast nie możemy mówić o powrocie w jakikolwiek sposób porównywalnym do zainteresowania wyjazdami rok temu – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki. Wskazuje, że wiele rezerwacji to tzw. opcje, czyli bez finalnego potwierdzenia.
Nawet jeżeli większość rezerwacji zostanie potwierdzona, to wciąż mamy ich tyle, ile sprzedawaliśmy w jeden dzień rok temu w czerwcu. Przy tych liczbach trudno mówić o trendach odnośnie do wyjazdów zagranicznych. Są rezerwacje wyjazdów do Bułgarii, Grecji, Hiszpanii, Albanii czy Turcji. To właśnie od Bułgarii i Grecji zamierzamy wznowić wyloty na sezon lato 2020. Myślimy o kolejnych kierunkach, jednak na pewno oferta będzie mocno okrojona zarówno pod względem liczby hoteli, jak i destynacji – wyjaśnia Henicz.
Podobne głosy słychać w innych biurach podróży. – Przyrost jest podwójny do tego, co było wcześniej. Tyle że liczba rezerwacji przed wznowieniem lotów była znikoma – wyjaśnia Jarosław Kałucki, rzecznik prasowy Travelplanet.
Mamy nadzieję, że z każdym dniem sprzedaż będzie coraz lepsza – mówi Marcin Dymnicki, dyrektor zarządzający TUI Group.
3 mln nie będzie
Ponowne otwarcie granic i uruchomienie od dziś międzynarodowych połączeń lotniczych rząd zapowiedział tuż przed długim weekendem. Biura podróży nie kryją jednak, że to nie oznacza, iż będą mogły wrócić do sezonu letniego zgodnie z wcześniejszymi planami.
Do marca sprzedaliśmy na ten sezon 250 tys. miejsc. Część klientów przełożyła jednak wyjazdy na inne terminy, część zrezygnowała, a inni czekają na informacje, kiedy i dokąd mogą polecieć. Dla nas to olbrzymia praca, wymagająca kilku tygodni potrzebnych na konsolidację wylotów z innymi touroperatorami i przekonanie niezdecydowanych klientów, żeby jednak polecieli z nami na wakacje jeszcze w tym roku – tłumaczy Piotr Henicz.
Jak mówią touroperatorzy, wciąż kluczową kwestią pozostają wymogi bezpieczeństwa w samolotach. Jeżeli utrzymana będzie decyzja o zapełnieniu maksymalnie połowy miejsc, to ponowne uruchomienie lotów czarterowych będzie praktycznie niemożliwe.
Dlatego na razie wstrzymujemy się ze wznowieniem działalności na letni sezon. Przewoźnicy czarterowi, z którymi współpracujemy, nie chcą wykonywać połączeń przy takich obostrzeniach. Stają się one bowiem dla nich nieopłacalne. Ja to rozumiem. W autokarach rygor połowy pustych miejsc został zniesiony, a podróżuje się nimi o wiele dłużej niż samolotem – wskazuje Grzegorz Baszczyński, prezes Rainbow Tours.
Duże biura nie liczą już na odrobienie strat, które poniosły z powodu koronawirusa. Zaznaczają, że ich kondycja finansowa nie jest dobra, a nie mogły jak dotąd skorzystać z Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju, która była tylko dla mniejszych podmiotów. Nie mogą też wziąć kredytu w banku, nawet ze wsparciem Banku Gospodarstwa Krajowego. Powód: banki odmawiają kredytu, gdy w PKD firmy widnieje "działalność turystyczna”.
W obawie, że sezon może w ogóle nie dojść do skutku, biura ograniczyły ofertę nawet o dwie trzecie. Branża oczekiwała, że w tym roku wyśle za granicę ponad 3 mln Polaków, z czego zdecydowaną większość w sezonie letnim.
Popytowi na wyjazdy nie pomagają sprzeczne komunikaty dotyczące obostrzeń związanych z pandemią. To negatywnie wpływa na wyjazdowe decyzje Polaków. Z najnowszego badania przeprowadzonego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że niezdecydowanych, co robić w wakacje, jest więcej – 39 proc. – niż tych, którzy planują letni wypoczynek – 34 proc. Przybyło też osób, które chcą zostać w domu.
Zainteresowanie wyjazdami ogranicza też sytuacja finansowa konsumentów. W I kwartale przeterminowane zadłużenie Polaków zwiększyło się o 2 mld zł, a w kwietniu o kolejne 0,75 mld zł – do 80,5 mld zł. To nieopłacone na czas raty kredytów, rachunki czy czynsze. Zaległe zobowiązania ma już ponad 2,83 mln Polaków. Średnio na osobę przypada 28,2 tys. zł długu – wylicza Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
Wyjazdy potaniały
Jak zauważają eksperci Instytutu Badań Rynku Turystycznego TravelDATA, ceny wycieczek zagranicznych wciąż spadają. Najbardziej potaniały wyjazdy na Korfu i Cypr – o 422 i 412 zł oraz na Rodos i do Albanii – o 244 i 206 zł. Taniej niż przed rokiem można wypocząć na Malcie – o 100 zł, Majorce – o 76 zł czy Bułgarii – 7 zł. Do Bułgarii na tydzień z wyżywieniem można wyjechać już za 1400 zł od osoby, na Cypr za 1500 zł, a na Teneryfę za 1700 zł.
To dobry czas na zarezerwowanie zagranicznych wczasów po niskiej cenie. Te bowiem ciągle nie wróciły jeszcze do poziomów sprzed epidemii. To też sprawia, że wypadają atrakcyjnie na tle cen w Polsce – mówi Jarosław Kałucki z Travelplanet.
Wiele biur daje gwarancję najniższej ceny, czyli zwraca różnicę, gdy ta spadnie do czasu wylotu. W poprzednich latach taka opcja była zarezerwowana tylko dla klientów kupujących wczasy w przedsprzedaży. Oprócz tego firmy oferują bezkosztową zmianę terminu lub zwracają pieniądze w sytuacji, gdy lot nie dojdzie do skutku z powodu koronawirusa. Zgodnie z prawem mają 180 dni na ich oddanie. Oferują też vouchery do wykorzystania w ciągu roku lub dwóch lat, których wartość zwiększają od 5 do 10 proc. Gdyby w tym czasie doszło do upadłości biura, to pieniądze można odzyskać z jego gwarancji ubezpieczeniowej lub z Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego.