"Jeszcze się dobrze nie ściemni, a turyści już wyjmują komóreczki i dawaj dzwonić do TOPR-u z prośbą o ratunek"
1 Wersja roszczeniowego żółtodzioba nie jest jedynym typem niefrasobliwego turysty. Istnieje także typ profesjonalny, czyli dobrze górsko wyekwipowany, w każdym razie na tyle dobrze, że według ratowników mógłby spokojnie przeczekać w górach noc. Tyle że nie ma takiego zamiaru! Kłamie więc w żywe ucho, aż skóra na karku cierpnie, wymyśla zmęczenie, słania się na nogach, mdleje, a nawet bliski jest śmierci, licząc na natychmiastowe odpalenie śmigłowca w celu ratowania jego życia. Hiobowa wieść, że nocą Sokół nie lata, a dojście ratowników zajmie kilka godzin (trzeba CZEKAĆ!), natychmiast podnosi mu poziom adrenaliny we krwi. Wstaje więc z martwych i psiocząc całej ratowniczej braci, mknie w dół, aż miło posłuchać.
Media
2 Kolejna grupa ludzi, która podnosi ratownikom ciśnienie, to meteorolodzy pasjonaci, ci, co chcą wiedzieć to, czego nie wiedzą jeszcze sami synoptycy. Są jednak przekonani, że tę wiedzę mają ratownicy, dzwonią więc do nich o każdej porze roku, dnia, a nawet nocy, prosząc o wróżenie z fusów. – Jest grudzień, tuż przed świętami, a gość śmiertelnie poważnie pyta, jaka będzie pogoda w lutym, bo w tym czasie wybiera się do nas na ferie – mówi Krzysztof Długopolski. – Albo historia z wczoraj: pani prosi o podanie prognoz na najbliższe dwa dni. „Już otwieram internet i sprawdzam”, mówię do niej uprzejmie, na co ona z irytacją: „Toś mi pan pomógł! W internecie to ja sobie sama znajdę!”. „To dlaczego pani tego nie zrobiła?”, pytam zaskoczony, ale do dziś nie wiem, bo pani rzuciła słuchawką.
Media
3 Nowoczesność psuje ludzi, a brak wiedzy robi z nich nadętych głupców. Ale jak przychodzi co do czego – wszyscy na wszystkim się znają. Dzięki temu w Polsce mamy: trzydzieści osiem milionów doskonałych narciarzy, trzydzieści osiem milionów genialnych wspinaczy, trzydzieści osiem milionów wspaniałych lekarzy i naturalnie trzydzieści osiem milionów fantastycznych ratowników TOPR-u, którzy wszystko wiedzą lepiej! – A my wysłuchujemy tych wszystkich pseudomądrości, które doprowadzają nas do szewskiej pasji – przyznaje Jerzy Maciata. – Wystarczy, że pojawimy się na miejscu zdarzenia, już mamy za sobą rzeszę „fachowców”, którzy komentują każdy nasz ruch. „A dlaczego w taki sposób to bandażujecie? A nie powinien pan tu teraz czegoś podłożyć? Może lepiej obrócić go na bok?” itp., itd. Święty wyszedłby z siebie i po prostu kopnął jednego z drugim w tyłek, ale my musimy być ponad to, dlatego, nauczeni przykrymi doświadczeniami, akcję ratowniczą zazwyczaj zaczynamy od… odgonienia gapiów. Ludzie potrafią zachowywać się strasznie. Naprawdę strasznie, i choć wiadomo, wypadek, ból i strach robią swoje, to jednak nie wszystko da się tym wytłumaczyć. Przykład: ratownik próbuje zebrać wywiad medyczny od człowieka, który zasłabł w górach, by zorientować się, na jakim tle doszło do osłabienia. Pyta więc, co chory jadł i pił poprzedniego dnia. Żona mężczyzny wpada na to w szał: „Co to za pytania? Co też pan sobie wyobraża? Niech go pan ratuje! Jesteście od tego jak dupa od srania!”.
Media
4 Kolejny typ to zdobywca, który za cholerę nie przypuszczał, że zdobywanie może być takie trudne! – Dostajemy zgłoszenie, że w ścianie Kościelca utknęło dwóch wspinaczy, którzy nie potrafią samodzielnie zejść – wspomina Maciej Pawlikowski. – Ruszyliśmy po nich we trzech. Zjeżdżamy na linie, pa-trzymy: siedzą, dwa zdrowe byczki w wieku około trzydziestu lat, ob-wieszeni sprzętem taternickim, jakby dopiero co wyszli ze sklepu, ale co z tego, kiedy okazują się zieloniutcy. Jęczą, że zrobiło się trudno, bo zrobiło się ciemno, więc nie wiedzą, co i jak. Naszym zdaniem ani nie jest trudno, ani nie jest ciemno, w każdym razie przeciętny taternik nie miałby tu problemu, cóż jednak poradzić. Ściągamy amatorów ze ściany, doprowadzamy do schroniska, mówimy: „nara, powodzenia”, po czym słyszymy, że trzeba ich zawieźć na dół, bo rano mają być w robocie. I wtedy nastaje jasność. Młode byczki wezwały nas nie dlatego, że potrzebowały pomocy, tylko szybkiego transportu. Myślałem, że ich rozszarpię. W takich chwilach burzy się we mnie krew, ponieważ nie zgadzam się na takie traktowanie Pogotowia. Bezczelność ludzi wciąż mnie zaskakuje. Na szczęście są to rzadkie przypadki.
Media
5 Są turyści, którzy potrafią być wzruszająco wdzięczni. Obrazki, malunki, kartki, listy z podziękowaniami, wódeczka, koniaczek, brandy, ciasteczka, torty i ciepłe słowo – takie podziękowania, i owszem, trafiają do ratowników. Przychodzą nawet listy i kartki ze słowami skruchy, sprowadzające się do niezbyt eleganckiego, ale jednak trafnego okre-ślenia, że po prostu dali dupy. Ludzie bez bicia przyznają się do lekkomyślności i nierozwagi. Na ogół najserdeczniej dziękują na gorąco, w pierwszych godzinach czy tygodniach po zdarzeniu, później wypadek trochę blaknie w ich pamięci, wielu więc po czasie dochodzi do wniosku, że wcale nie było tak źle, jak wyglądało. Ale tak to już jest, że z latami wszystko ulega wygładzeniu i zapomnieniu. Zapominają ludzie, zapominają ratownicy, choć pewne historie zostają w nich na zawsze.
Media