Ale poza spotkaniem z sympatycznymi gryzoniami można też w Alpach znaleźć złoto, skoczyć z mostu do rwącej rzeki i spróbować najlepszej na świecie modrzewiówki. A przede wszystkim wędrować wśród pachnących łąk, modrzewiowych lasów i majestatycznych szczytów Wysokich Taurów.
Po hasłem "Wysokie Taury" znaleźć można w encyklopedii wyliczankę alpinistycznych i geologicznych rekordów: to największy park narodowy środkowej Europy (ponad 1800 km kw.) w najwyższej części Alp Austriackich. Tutaj właśnie znajduje się najwyższy szczyt Austrii – Grossglockner (3798 m n.p.m.) i największy lodowiec Alp Wschodnich – Pasterze (9 km długości).
Te wszystkie "naj" robią jednak mniejsze wrażenie niż informacja, że w Wysokich Taurach występuje 10 tys. gatunków zwierząt, między innymi – a jakże – świstaki, ale także koziorożce alpejskie, kozice, orły skalne, sępy płowe, myszy śnieżne i salamandry alpejskie. Prawdziwe górskie Serengeti.
Pamiątka po Euro
Już podróż samolotem z Wiednia do Klagenfurtu – stolicy Karyntii, w której (poza Tyrolem i Salzburgiem) znajduje się część Parku Narodowego Wysokie Taury – jest bardzo przyjemna. Geometrię szachownicy pól raz za razem niszczy połać lasu, równina zaczyna falować, a pomiędzy wzgórzami połyskują jeziora. W niespełna godzinę wysiadamy na Klagenfurt International Airport, jak głosi olbrzymi napis, który jest chyba pamiątką po niedawnych mistrzostwach w piłce nożnej. Jak się okazuje, pozostałości po Euro 2008 jest więcej – kierowca wiozący nas do Mallnitz głośno przeklina rozbudowę stadionu Hypo Arena, który wbrew zapowiedziom nie został jeszcze zdemontowany, a jest zdecydowanie za duży jak na potrzeby meczów ligowych SK Austria Kaernten.
Gorączka złota
Mało kto wie o tym, że aż do XVII w. ten rejon Alp był zagłębiem wydobycia złota i srebra. W położonym tuż obok Heiligenblut Goldgraeberdorfie można nie tylko zobaczyć, jak wyglądało życie górników, ale też uzbroiwszy się w łopatę i specjalną patelnię do wypłukiwania cennego kruszcu, spróbować trochę się wzbogacić. Po kolana brodzą w strumyku dzieci, rodzice i dziadkowie. Nic dziwnego – także na szlakach często widuje się i najmłodszych miłośników alpinizmu, i seniorów, którzy z zapałem uprawiają nordic walking. Ale chociaż gorączką złota zarazić się bardzo łatwo, efekty pracy są mizerne – wszystkie połyskujące drobinki okazują się kawałkami pirytu, a nie wartościowymi samorodkami.
Telefon z odkurzacza
W przeciwieństwie do staromodnych wnętrz karynckich gospód centrum edukacyjne BIOS jest w pełni nowoczesnym, znakomicie wyposażonym w sprzęt multimedialny i badawczy laboratorium. Wystawy przygotowane dla zwiedzających – dzieci i dorosłych – w niczym nie przypominają nudnych ekspozycji w przykurzonych gablotach. Zamiast snuć się pomiędzy wypchanymi okazami, których strzegą uzbrojone w robótki ręczne panie w średnim wieku, w BIOS od pierwszej chwili możemy poczuć się odkrywcami tajemnic przyrody. Kolejne sale odsłaniają związki pomiędzy alpejskim życiem w jego rozmaitych przejawach i czterema żywiołami. W części poświęconej ziemi możemy podglądać sekretne życie mrówek, przez część poświęconą wodzie przepływa prawdziwy strumień, a wyłowioną zeń rozwielitkę możemy dokładnie obejrzeć pod mikroskopem. Zdobywając wiedzę o powietrzu, będziemy też mogli puszczać olbrzymie mydlane bańki albo podpatrzeć, jak z rury od odkurzacza zrobić można całkiem sprawnie działający telefon. Okazji do eksperymentowania jest znacznie więcej – badacze o wyjątkowo mocnych nerwach mogą nawet pod kierunkiem pracowników BIOS przeprowadzić sekcję oka krowy. Poza tym przed wyruszeniem w góry czeka nas sucha zaprawa – trójwymiarowy film prezentujący trasę wejścia na Grossglockner. Dla tych, którzy nie zdecydują się na zdobycie szczytu, sama relacja z zimowej wyprawy może być dużym przeżyciem.
Wielki Dzwonniki świstaki
W najwyższe partie gór wyruszymy dopiero jutro, ale jeszcze odwiedzimy gospodarstwo położone w dolinie rzeki Moell. Agroturystyka w alpejskim wydaniu oznacza świeżo wykrochmalone firanki w oknach, domowe jedzenie i mocnego sznapsa na koniec posiłku, do którego usiedliśmy razem z gospodarzami. Przy nalewce z czarnego bzu dowiadujemy się, że przyjmowanie gości jest najprzyjemniejszą częścią ciężkiej pracy, którą codziennie wykonują gospodarze – zajmowanie się zwierzętami – a chodzi im o stada krów i owiec, a nie czeredę biegających wokół domu kotów – wymagającej wstawania już o świcie. Nic dziwnego, że wieczór kończy się tuż po zmroku, a wioska wieczorem przypomina wymarłą.
Następnego dnia pniemy się asfaltowymi serpentynami do granicy parku narodowego. Skaliste granie zaczynają zajmować miejsce kopulastych wzgórz i robi się coraz chłodniej. U stóp Grossglockner wysiadamy opatuleni w ciepłe kurtki, choć w dolinach ciągle jeszcze lato. Mamy szczęście, że naszym przewodnikiem jest człowiek, który całe życie spędził w Alpach – Markus, i wolontariuszka, która wakacyjną przerwę w studiach przyrodniczych spędza, pracując na rzecz parku. Markus jak mało kto zna zwyczaje górskich zwierząt. Uprzedza nas, że o tej porze roku trudno wypatrzeć w niższych częściach gór koziorożce i kozice, ale obiecuje, że świstaków będzie tyle, że się nimi znudzimy. Wystarczy odejść kilka kroków od parkingu, na którym zostawiliśmy samochód, by rezolutne gryzonie zaczęły wychylać się z nor. Trzeba przyznać, że nie wyglądają na okazy dzikiej, górskiej przyrody – bez wahania biorą z naszych rąk łakocie. Markus ostrzega, żebyśmy nie karmili ich słodyczami, ale chrupki mogą pałaszować do woli. Strażnicy parku pogodzili się chyba z tym, że to świstaki szybciej od płochliwych koziorożców padną łupem łupem turystów, którzy zagłaskują je na śmierć.
Najpiękniejszy widok na siedem szczytów i lodowiec Pasterze roztacza się ze szczytu wieży Swarovskiego. Współpraca firmy z parkiem narodowym zaowocowała muzeum, które jest jednocześnie znakomitym punktem widokowym. Skały otaczające lodowiec mają seledynowy odcień – to lodowe mleko, zabarwiona na zielono woda z lodowców, która ściekając, barwi skały i tworzy urokliwe jeziora. Grossglockner przypomina swoim kształtem dzwon – temu pewnie zawdzięcza swoją nazwę Wielki Dzwonnik. Markus opowiada, że nazwa może być też związana z łoskotem spadających z gór lawin, które niejednokrotnie zniszczyły wioski w dolinach.
Życie w cieniu Wielkiego Dzwonnika nie jest łatwe. A przecież Wysokie Taury to nie tylko nietknięta przyroda, ale i krajobraz od setek lat przekształcany przez człowieka – w niższych partiach gór wciąż wypasają stada alpejscy pasterze. Odwiedzamy Glockner Sennerei, niewielki zajazd prowadzony przez rodzinę Ebnerów, u których zatrzymujemy się, by spróbować lokalnych serów i wędlin. Leonhard oprowadza nas po gospodarstwie, opowiadając o lawinach, które niszczyły pasterskie chaty, i ciężkich zimach, których nie udałoby się przeżyć bez pomocy sąsiadów. Wydaje się autentycznie zatroskany tym, że jego dzieci wybrały życie w mieście. – Ale jeszcze tu wrócą. Stęsknią się za górami – dopowiada. Rodzina Ebnerów współpracuje z parkiem narodowym, wzięła też udział w konkursie we współorganizowanym przez angażującą się w ochronę pasterskiej tradycji firmę Milka. Leonhard z dumą prezentuje zdjęcia z ceremonii wręczenia nagrody "Alm des Jahres 2007".
Na przekór falom
W drodze powrotnej krótki przystanek w Heiligenblut, małej wiosce z gotyckim kościołem świętego Wincenta. Smukła wieża świątyni powtarza zarys nieodległych szczytów – widok znany z tysięcy widokówek, esencja alpejskiego krajobrazu. Chociaż dziś Heiligenblut jest raczej mekką narciarzy niż miejscem pielgrzymek, wciąż jeszcze przyciąga wielu wiernych. Legenda głosi, że tutaj właśnie znajduje się krew Chrystusa przywieziona w 914 r. z Konstantynopola. Zaś miłośników sztuki średniowiecznej zachwyci złocony późnogotycki ołtarz.
Spotykając w Wysokich Taurach wielu młodocianych i leciwych turystów, trudno oprzeć się wrażeniu, że to miejsce na rodzinny wypoczynek. Ale nie tylko. Obok łagodnie wznoszących się, znakomicie oznakowanych szlaków są przecież trasy dużo trudniejsze. Pod opieką przewodników można wspiąć się na ośnieżony Grossglockner, a amatorzy mocnych wrażeń z pewnością nie zapomną spływu górską rzeką.
Zaczynamy w Mallnitz, gdzie rzeka Moell jest dość spokojna, i zamiast skupiać się wyłącznie na wiosłowaniu, można podnieść wzrok i podziwiać urodę Alp. Woda nawet latem bywa chłodna, a kamienie w rzece ostre, dlatego na ponton wstępujemy w pełnym rynsztunku – piankach, kapokach i kaskach. Po początkowych problemach z koordynacją działań – nasz sternik wciąż przypomina nam znaczenie słów "lewa", "prawa" i "razem" – zaczynamy walczyć z nurtem i piszczeć jak dzieci, kiedy udaje nam się pokonać większą falę. Prawdziwy sprawdzian dopiero przed nami. Spływamy na brzeg, by wdrapać się na drewniany most. Przewodnik z poważną miną tłumaczy, jak skoczyć, żeby nie rozbić głowy i nie poranić stóp, a później bezpiecznie dopłynąć do brzegu. Wydaje się to dziecinnie proste. I rzeczywiście – najodważniejsi natychmiast wspinają się na barierkę. Nawet nie ma czasu na strach – na raz, dwa, trzy jesteśmy w lodowatej wodzie.
Z mokrymi głowami, butelką modrzewiówki i pluszowym świstakiem pod pachą wracamy do Klagenfurtu. "Podobało się? Tutaj można odpocząć, prawda?" – pyta nasz kierowca. "Przyjedźcie w sezonie, na narty. Wtedy jest naprawdę co robić" – dodaje.
Informacje praktyczne
JAK DOJECHAĆ:
Samolotem
Najszybciej w Wysokie Taury dostać się można samolotem. Lot z Warszawy do Klagenfurtu z przesiadką w Wiedniu trwa nieco ponad 2 godziny. Na lotnisku w Klagenfurcie można wynająć samochód, którym najwygodniej będzie dojechać do Villach, a później do Mallnitz.
Samochodem
Podróż samochodem z Polski przez Bratysławę i Wiedeń potrwa znacznie dłużej, ale część trasy wiodąca przez Karyntię jest niezwykle malownicza.
Pociągiem
Podobnie gdy zdecydujemy się na podróż pociągiem. Czeka nas przesiadka w Wiedniu, a stamtąd dość łatwo możemy dostać się do Villach i dalej. Rozkład jazdy pociągów z Polski można znaleźć na www.intercity.pl
PRZYDATNE ADRESY
Park Narodowy Wysokie Taury
Döllach 1, A-9843 Großkirchheim
Tel.: +43/(0)4825/20049 lub +43/(0)664-1563585
tourismus@nationalpark-hohetauern.at
www.nationalpark-hohetauern.at
Centrum Edukacyjne BIOS
A-9822 Mallnitz 36
Tel.: +43 (0) 4784/701
Gospoda i serownia rodziny Ebnerów
Knapp Kasa
Theresia i Leonhard Ebner
Winkl 25, A-9844 Heiligenblut
Tel.: +43 (0) 664 11 22 825
www.knapp-kasa.at
Rafting na rzece Moell
Camping Pristavec, Obervellach
A- 9821 Obervellach
Tel.: +43(4782)2727
Tel.: +43(664)3575195
Fax: +43(4782)3183
E-Mail: info@sporterlebnis.at