Położony w południowo-wschodniej części kraju Łańcut marzy o odzyskaniu dawnej świetności. Niegdysiejsza siedziba wielkich rodów, takich jak Pileccy czy Lubomirscy, pod zaborem austriackim i po pożarze z 1820 r. straciła na znaczeniu. Dziś stanowi znakomitą przeciwwagę dla unowocześniającego się i inwestującego m.in. w branżę lotniczą Rzeszowa. To doskonałe miejsce dla tych, którzy szukają interesujących zabytków, zieleni i smacznej kuchni.

Jak dojechać

Ze względu na sposób dojazdu wyprawę do Łańcuta polecamy zwłaszcza mieszkańcom województw na południu Polski. Podróż dla osób jadących np. z kierunku Warszawy może być nie lada wyzwaniem. Jedyna sensowna trasa od tej strony prowadzi przez Lublin (droga S17), a następnie trasą S19 przez Kraśnik, Janów Lubelski, Stalową Wolę aż pod okolice Rzeszowa i – wreszcie – do Łańcuta. O ile do Lublina droga nie jest najgorsza (dwujezdniowa ekspresówka stanowiąca obwodnicę Garwolina i kolejna od wysokości Puław do Lublina), potem robi się trudniej. Pierwszy kilkunastokilometrowy odcinek S19 od Lublina w kierunku Rzeszowa jest jeszcze w budowie, a przewidywany termin jego ukończenia to listopad 2016 r. Jeśli nie chcemy przebijać się przez Rzeszów, możemy spróbować odbić w Sokołowie Małopolskim na trasę nr 881, która wiedzie już wprost do Łańcuta. Całą drogę od Warszawy powinniśmy pokonać w mniej więcej 5 godzin 30 minut.
Reklama
Dużo lepiej mają kierowcy podróżujący z Krakowa lub Wrocławia. Jadąc z któregoś z tych miast, niemal całą trasę pokonamy autostradą A4. Oczywiście wiąże się to z kosztami. Za przejechanie 162 km autostradą A4 od Wrocławia do Katowic zapłacimy 16,20 zł (przy założeniu, że jedziemy samochodem osobowym). Następnie od Katowic do Krakowa (62 km) podróż wyniesie nas 20 zł. Dalsza część podróży jest już bezpłatna. W sumie więc korzystanie z płatnych odcinków autostrady pochłonie 36,20 zł w jedną stronę.
Możemy również wybrać bezpośrednie połączenie kolejowe lub wariant z jedną przesiadką. Wszystko zależy od tego, którego dnia i o której godzinie chcemy dotrzeć na miejsce. W pierwszej opcji podróż z Warszawy zajmie około 6 godzin, a bilet w 2. klasie kupimy od 58,50 zł. W drugiej opcji pociąg dowiezie nas do Rzeszowa (również za min. 58,50 zł), potem zaś trzeba się przesiąść do pociągu Przewozów Regionalnych, który w ciągu 20 minut w cenie 6,50 zł dowiezie nas do Łańcuta.

Gdzie zamieszkać

W mieście nie brakuje opcji noclegowych na każdą kieszeń. Jeśli ktoś lubi klimatyczne miejsca w dobrej lokalizacji, powinien poszukać czegoś w okolicach zamku lub Muzeum Zamkowego. Jednym z takich miejsc jest położony zaledwie 50 m od zamku hotel Vis a Vis Łańcut przy pl. Sobieskiego 14. Lokalizacja ma jednak swoją cenę. Standardowy dwuosobowy pokój kosztuje 200 zł za dobę, a w wersji de luxe – 240 zł. Turyści często wybierają też trzygwiazdkowy hotel Łańcut. Co prawda położony jest nieco dalej od głównych atrakcji (10 minut spacerem przez park od łańcuckiego zamku), jednak oferuje gościom m.in. kryty basen, kort tenisowy i centrum fitness. Wynajęcie pokoju dla dwóch osób kosztuje 200 zł za dobę, zaś apartamentu – 290 zł. Jeśli interesują nas nieco tańsze opcje, można poszukać ofert wśród miejscowych pensjonatów, często prowadzonych przez rodziny (wówczas dwie noce w pokoju dwuosobowym będą nas kosztować 200–300 zł) lub w jednym z gospodarstw agroturystycznych w okolicy, niekiedy połączonych ze stadniną koni.

Co jeść

Będąc na Podkarpaciu, warto spróbować regionalnych smakołyków. Jednym z najbardziej charakterystycznych wypieków są proziaki, czyli placki z mąki, kwaśnego mleka, sody i soli. Kolejnym daniem wywodzącym się z tego regionu są stolniki – pierogi z nadzieniem z tartych ziemniaków pieczone na liściach kapusty. Popularne są również gołąbki pilzneńskie, wpisane na listę produktów tradycyjnych. Ich charakterystyczną cechą jest opiekanie w piekarniku bezpośrednio przed podaniem. Łańcut słynie też z rosolisów, czyli wysokoprocentowych likierów np. o smaku ziołowo-gorzkim, różanym czy kawowym. Już w XIV w. jako pierwsi zaczęli wyrabiać je Włosi. Nazwa tego trunku pochodzi od łacińskiego określenia „ros solis” (rosa słoneczna). W Łańcucie rosolisy produkowane są od czasów Alfreda I hr. Potockiego. Obecnie w Polsce tylko Fabryka Wódek Polmos Łańcut posiada prawo ich wytwarzania, a receptury stanowią tajemnicę firmy.
Chcąc poczuć atmosferę dawnych lat, można wybrać się na posiłek do Restauracji Zamkowej (ul. Zamkowa 1), gdzie dania przygotowywane są w oparciu o historyczne przepisy kucharzy łańcuckiego zamku gotujących dla rodów Lubomirskich i Potockich zamieszkujących obiekt. Ceny nie są wygórowane – np. za placki ziemniaczane po łańcucku zapłacimy 20 zł, za kurczaka w białym winie po hrabiowsku – 14 zł, a za jabłko ks. Lubomirskiej – 10 zł. Dania regionalne serwuje też Stary Łańcut przy ul. Kościuszki 7. Już za 10–20 zł zjemy tam np. pierogi, krokiety, gołąbki czy placki ziemniaczane. W bezpośrednim sąsiedztwie rynku znajduje się pub i restauracja Kamienica, w której zdaniem niektórych mieszkańców Łańcuta można zjeść m.in. jedne z lepszych w mieście burgerów.

Aktywnie i sportowo

W Łańcucie można aktywnie wypoczywać zarówno latem, jak i zimą. Znajduje się tu kryty basen należący do miejskiego ośrodka sportu i rekreacji. W weekendy otwarty jest od 6 do 22, zaś ceny biletów normalnych wahają się w soboty i niedziele od 8 do 10 zł.
Miasto stara się także zaznaczyć swoją obecność wśród amatorów biegania. We wrześniu ubiegłego roku zorganizowano tam po raz pierwszy bieg uliczny Łańcucka Dycha, w którym do pokonania było 10 km. W tym roku organizatorzy skrócili ten dystans o połowę i tak powstała Łańcucka Piątka. Terenów do biegania nie brakuje, szczególnie warto w swojej trasie uwzględnić tereny parkowe i okolice zamku Lubomirskich.
W mieście organizowane są także imprezy dla rowerzystów, takie jak Roweromania (trasy wytyczane są na terenie zabytkowego Lasku Bażantarnia i obiektów MOSiR przy ul. Składowej) czy Łańcucki Klasyk Szosowy, którego III edycja zostanie zorganizowana 23 sierpnia (patrz: „Rowerem po okolicy”).
Zimą sporą popularnością cieszy się wyciąg narciarski Staś w położonej nieopodal Łańcuta miejscowości Handzlówka. Znajdują się tam dwa wyciągi – pierwszy, przy którym znajdują się trasy zjazdowe o długości 450 m, oraz drugi, mniejszy, dla dzieci i początkujących narciarzy o długości 100 m. Karnet 5-przejazdowy kosztuje 10 zł, a 50-przejazdowy – 75 zł. Z kolei na małym wyciągu za karnet 12-przejazdowy zapłacimy 10 zł.

Atrakcje dla każdego

Łańcut jest jednym z najbardziej urokliwych miejsc w południowo-wschodniej Polsce. Największą atrakcją jest zamek wraz z okolicznym zespołem parkowym. Obiekt należał kolejno do rodzin Pileckich, Stadnickich, Lubomirskich i Potockich. To był zresztą główny powód, dla którego zamek przechodził trzy wielkie przebudowy. Powszechnie uznaje się, że to ród Lubomirskich, który odkupił obiekt od poprzednich właścicieli w 1629 r., uczynił najwięcej dla świetności Łańcuta. Trwająca aż 12 lat przebudowa zmieniła rezydencję w twierdzę z 80 działami, suchą fosą i szańcami. W drugiej połowie XVIII w. ówczesna właścicielka Łańcuta Izabella z Czartoryskich Lubomirska przekształciła fortecę w zespół pałacowo-parkowy. Trzeciej wielkiej przebudowy dokonał Roman Potocki. Remont tym razem trwał od 1899 do 1912 r. Elewacja przyjęła barokowy styl, dobudowano stajnie, wodociągi, łazienki, a nawet centralne ogrzewanie.
Przy wejściu do zamku turystów czekają dwie dość osobliwe informacje. Po pierwsze, do dziś obowiązkowe jest zakładanie tam nielubianych przez zwiedzających muzealnych kapci. Dziś to naprawdę rzadkość, a sprawa budziła na tyle duże kontrowersje, że kilka lat temu zajęły się nią media spoza regionu. Obsługa jednak przekonuje, że w ten sposób chce dbać o intarsjowane podłogi zamku. Po drugie, obowiązuje zakaz fotografowania dzieł sztuki i ekspozycji muzealnych. W wydanym oświadczeniu obsługa przekonuje, że „jest on podyktowany przede wszystkim koniecznością ochrony praw autorskich dotyczących aranżacji ekspozycji oraz wybranych dzieł sztuki”.
Będąc w okolicach zamku, warto zwiedzić także dwa inne budynki wzniesione w latach 1892–1902, czyli stajnię i powozownię. Znajduje się tam największy w Polsce zbiór karet i bryczek. Część z nich należała do właścicieli zamku, natomiast większość eksponatów zakupiło muzeum już po II wojnie światowej. Z kolei w budynkach stajni cugowej znajduje się jeden z największych zbiorów ikon i sztuki cerkiewnej w Polsce.
Zwiedzanie zamku, stajni i powozowni odbywa się z przewodnikiem. Normalny bilet na wszystkie trzy obiekty kosztuje 28 zł, zaś ulgowy – 20 zł. Dodatkowo – już bez przewodnika – zwiedzić można oranżerię (bilet normalny za 3 zł), zbiór ikon (6 zł), storczykarnię (5 zł) oraz ekspozycję „Historia miasta i regionu, w tym 10 Pułku Strzelców Konnych” (5 zł).
Zamek to jednak niejedyna atrakcja Łańcuta. Na pl. Jana III Sobieskiego znajduje się XVIII-wieczna synagoga, powstała dzięki wsparciu finansowemu Stanisława Lubomirskiego. Do dziś uznawana jest za jedną z najwspanialszych tego typu budowli w Polsce. Częściowo spalona podczas II wojny światowej, została odrestaurowana w latach 60., a potem kolejny raz w latach 1983–1990.
Wśród budynków sakralnych wyróżnia się także kościół św. Stanisława. Świątynia powstała w XV w., jednak w kolejnym stuleciu przestała pełnić swoją funkcję z uwagi na to, że ówcześni właściciele grodu, ród Pileckich, byli wyznania ewangelicko-augsburskiego. Dopiero w XVII w. Stanisław Lubomirski odremontował kościół i przywrócił mu dawne znaczenie. Jeden z najcenniejszych zabytków znajduje się w prawej nawie, a jest nim słynący cudami obraz Matki Boskiej Szkaplerznej.
Jako że Łańcut słynie m.in. z rosolisów (wspomnianych wysokoprocentowych likierów), obowiązkowym punktem podczas zwiedzania miasta jest teren fabryki wódek Polmos Łańcut, gdzie znajduje się Muzeum Gorzelnictwa. Ekspozycję umieszczono w klasycystycznym, XIX-wiecznym dworku, dawniej siedzibie komisariatu dóbr łańcuckich. Można tam nie tylko oglądać stare maszyny i urządzenia gorzelnicze, ale również prześledzić dzięki makietom cały proces pracy przy ciągu rozlewniczym. ©?

Ciekawostki

Tak jak Lublin miał swoje diabły w trybunale koronnym (słynna legenda czarciej łapy odbitej na jednym ze stołów), tak Łańcut również może pochwalić się własnym czartem. Mowa o Stanisławie Stadnickim – Sarmacie z piekła rodem, który zyskał w okolicy przydomek „Diabła Łańcuckiego”. Urodził się prawdopodobnie w 1551 r. Osiedlił się w Łańcucie w 1578 r. i już wtedy ciągnęła się za nim zła sława. Uważano go za awanturnika, przypisywano mu liczne wyprawy rabunkowe, gwałty, morderstwa. I to mimo że na początku kariery wojskowej bardzo zasłużył się ojczyźnie – jako rotmistrz wziął udział w wyprawie Stefana Batorego na Gdańsk i Moskwę. Rezydując w Łańcucie, Stadnicki popadł w ostry konflikt ze starostą Leżajska Łukaszem Opalińskim. Po tym jak w 1608 r. ten drugi zdobył rezydencję w Łańcucie i miasto, „Diabeł” w ramach odwetu podbił Leżajsk i przejął dobra swojego antagonisty. Ta lokalna wojna domowa skończyła się dopiero dwa lata później, 4 sierpnia 1610 r., pod Tarnawcem, kiedy Opaliński pokonał w bitwie Stadnickiego. Ponoć „Diabła” dobił Tatar zwany Persa. W zamian otrzymał on nobilitację z rąk Opalińskiego oraz nazwisko Macedoński.

To musisz zobaczyć

Od 1961 r. w dawnej rezydencji magnackiej w Łańcucie odbywa się festiwal muzyczny, na który zjeżdżają się artyści i melomani z całego świata. Z reguły impreza trwa tydzień. W maju tego roku odbyła się już 54. edycja festiwalu. Udział w nim wzięli m.in. Andreas Scholl, Ewa Podleś, Piotr Pławner, Kukla Band, Włodek Pawlik i Krystyna Janda. Koncerty mają niezwykłą aurę, gdyż odbywają się w zabytkowych wnętrzach sali balowej Muzeum Zamku, w kościele św. Stanisława, a także w plenerze. Festiwal co roku cieszy się na tyle dużym zainteresowaniem, że bilety trzeba rezerwować z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Cena karnetu to 350 zł.

Rowerem po okolicy

Łańcut stara się zaznaczyć swoją obecność na rowerowej mapie Polski. Miasto leży na trasie przyszłego Wschodniego Szlaku Rowerowego przebiegającego przez pięć województw: lubelskie (ok. 350 km), podkarpackie (ok. 430 km), podlaskie (ok. 590 km), świętokrzyskie (ok. 190 km) i warmińsko-mazurskie (ok. 420 km). Więcej informacji na temat szlaku oraz realizacji całego projektu można uzyskać pod adresem internetowym www.greenvelo.pl.
Sporą aktywność wykazuje też Łańcuckie Towarzystwo Cyklistów. Już 18 lipca odbędzie się tam pierwszy 300-km maraton szosowy na trasie Łańcut – Białobrzegi – Żołynia – Rakszawa – Czarna – Łańcut. Z kolei na 23 sierpnia zaplanowano III edycję Łańcuckiego Klasyka Szosowego na trasie Łańcut – Kraczkowa – Cierpisz – Albigowa – Handzlówka – Husów – Markowa – Wysoka – Sonina – Łańcut. Jak przekonują organizatorzy, trasa wyścigu jest wymagająca, ale rekompensują to bardzo ładne widoki. Więcej informacji pod adresem internetowym www.ltc-lancut.pl.
Wakacyjna akcja