"Nie kochać jej to grzech. Jest piękna i tajemnicza. Bywa nieobliczalna. Potrafi ostro zalać (...) Kusi. Bez niej nie ma Warszawy, jej dwóch tak odmiennych twarzy" - pisze Dariusz Bartoszewicz w "Warszawskim przewodniku wiślanym". Przez wiele lat jako stołeczny dziennikarz opisywał sytuację "królowej polskich rzek" i zmiany, jakie ją dotknęły.

Reklama

- Robiłem to z pasją, bo kocham Wisłę, lubiłem nad nią spacerować i uważałem, że dla tożsamości Warszawy i tego, jak miasto wygląda, jak jest postrzegane, jest bardzo ważna. Dzieli ona także nasze miasto na dwie części. Ważna była dla mnie rozmowa z dr Magdaleną Staniszkis, urbanistką i architektką z Działu Architektury Politechniki Warszawskiej. Rozmawialiśmy o Wiśle kilkanaście lat temu, kiedy nikt nad nią nie chodził, bo się nie dało. Brzegi były niedostępne i zarośnięte, zaśmiecone. A bulwary na lewym brzegu, schodkowe z betonu z czasów Gierka jeszcze, były w stanie dość opłakanym - powiedział PAP Dariusz Bartoszewicz.

Jak relacjonował, dr Staniszkis postulowała wtedy, by zrobić coś tanim kosztem, wyznaczyć pieszo-rowerową ścieżkę w terenie, wyciąć trochę krzaków. - Wskazała, że efekt odkrywania rzeki na nowo można uzyskać tanim kosztem. Co się zresztą później potwierdziło, bo ścieżka pieszo-rowerowa na praskim brzegu kosztowała ok. 200 tys. zł, a eleganckie bulwary na lewym liczące około dwa kilometry pochłonęły sto kilkadziesiąt milionów - opowiadał Bartoszewicz.

- Mniej więcej 10 lat temu miasto poważnie zabrało się za kwestie związane z Wisłą. Nie można też zapominać o aktywistach miejskich, jak np. Przemysław Pasek, który organizował wycieczki i spotkania varsavianistyczne na barce "Herbatnik". A pierwsza knajpa w kontenerach Cud nad Wisłą" pokazała młodym osobom, jak fajnie jest nad rzeką. I dopiero przyciągnięcie ludzi takimi działaniami zarówno od strony społeczników, jak i miejskimi pieniędzmi na oczyszczenie brzegów ze śmierci i wytyczenie ścieżek, zaczęło przynosić rezultaty. To stopniowo oddawało ludziom rzekę. Warszawiacy docenili, że przebywanie nad nią oraz spacery, nawet zimą, są świetną formą spędzania czasu i rekreacji - mówił autor.

Reklama

Dwa lata temu - jak powiedział - Muzeum Powstania Warszawskiego, a dokładnie mówiąc Instytut Stefana Starzyńskiego będący jego oddziałem, zwróciły się do niego, by napisać o Wiśle. - Na gorąco wymyślaliśmy, jak to ma wyglądać. Wiedzieliśmy, że publikacja powinna mieć charakter przewodnika, że trzeba opisać wszystko, co najważniejsze nad rzeką i przy niej. Ale chcieliśmy, żeby to nie był nudny przewodnik, tylko opowieść i o historii i o przeszłości, z odniesieniami do literatury, sztuki - podkreślił.

- Potem muzeum uznało, że dobrze będzie dołożyć rozdział poświęcony Wiśle w filmie, bo wystąpiła w wielu polskich obrazach zarówno przed, jak i powojennych. To oczywiście niezapomniany "Rejs" Marka Piwowskiego, gdzie bohaterowie płyną statkiem "Neptun" naprawdę nazywającym się "Feliks Dzierżyński". Chociaż do samej Warszawy nie dopłynęli, przypomina to, jak wiślana żegluga kiedyś wyglądała. Jeszcze w latach 70. można było wsiąść w Warszawie na taki statek i dopłynąć do Gdańska. Trwało to około trzech dni - wyjaśnił autor.

Reklama

Publikację otwiera rozdział "Przepływ skojarzeń wiślanych". - Przypominamy Rok Wisły 2017, uchwałę sejmową, różne plany zagospodarowania brzegów rzeki w historii, także w PRL, kiedy planowano, że dolina Wisły będzie przestrzenią rekreacji i wypoczynku dla warszawiaków. Następnie jest rozdział "Wisła w filmie" i część, którą nazwałem "Alfabet wiślany", gdzie znalazły się różne słowa-klucze ważne dla rzeki, jak "Albatros", czyli knajpy, które były nad Wisłą w PRL-u. Nazywało się to "Szlak Orlich Gniazd", podawano tam głównie piwo i czasami smażoną rybkę, podobno świeżą, prosto z Wisły - relacjonował Bartoszewicz.

Dopiero po pierwszych rozdziałach zaczyna się część przewodnikowa. - Zaczynam opowieść o Wiśle w Warszawie jeszcze poza jej granicami na południu, mniej więcej w rejonie Konstancina-Jeziorny i idę na północ jej brzegami, dość swobodnie przeskakując z lewego na prawy. Pozwala to na równoległą opowieść, bo nie chciałem, żeby to było tak, że pół książki chodzimy lewym brzegiem, pół - prawym. Szło o równoległość. Chciałem opowiedzieć nie tylko o tym, co widać, ale też czego nie widać. Na przykład tam, gdzie jest Park Praski, są prapoczątki Pragi i miasta, po którym nie ma już śladu, bo zostało zniszczone podczas insurekcji kościuszkowskiej - zauważył autor.

Zwrócił także uwagę na fakt, że w przewodniku poszczególne miejsca są orientowane nie wedle tego, co jest na brzegu, ale według wprowadzonego stosunkowo niedawno tzw. kilometrażu Wisły, czyli przebiegu rzeki żeglownej. - Ona w Warszawie zaczyna się ok. 498 km, a kończy ok. 528 km., więc liczy 30 km. I ten kilometraż rzeki jest punktem, wedle którego idę. Oprócz tego jest oczywiście jakaś ulica czy inny punkt orientacyjny. Kluczowe dla orientacji w przestrzeni doliny Wisły warszawskiej są też mosty, którymi "ograniczone" są kolejne rozdziały. Czyli rzeka jest najważniejsza - zaakcentował.

- I tak kilometr po kilometrze ta książka opowiada o wszystkim - mam nadzieję - co najważniejsze w Warszawie, a związane jakoś z Wisłą. Nie tylko o przestrzeni blisko brzegu, ale także o tym, co jest ważne dla rzeki. Np. w związku z jej czystością, na Białołęce jest opowieść o Oczyszczalni Ścieków "Czajka". Wspominam też oczywiście filtry lindleyowskie na Ochocie. Mówię także o czymś niewidocznym, czyli kanałach, które okazały się niesłychanie ważne podczas Powstania Warszawskiego - podkreślił autor.

Jak zaznaczył opowiada nie tylko o infrastrukturze, architekturze i urbanistyce. - Jest także sporo postaci, sporo ciekawych historii i naprawdę dużo o przyrodzie, bo uważam, że jest ona w mieście szalenie ważna. Bo dzięki temu, czy i jaka jest, wpływa na nasze samopoczucie i zdrowie, także psychiczne. Przestrzenią przyrodniczą o niezwykłej wartości w skali nie tylko miasta czy kraju, ale całej Europy, jest tzw. obszar Natura 2000, czyli rezerwaty przyrody, np. Wyspy Świderskie oraz wyspy wiślane na północnym krańcu miasta, które są ostoją chronionych ptaków zagrożonych wyginięciem. Jest to przewodnik także przyrodniczy - mam nadzieję - powiedział.

- Chciałbym, by to była książka dla wszystkich, którzy interesują się miastem, jego historią, przyrodą w mieście i chcieliby się dowiedzieć trochę więcej o okolicy, w której tak chętnie przebywają. Bo dzięki ścieżce na prawym brzegu i bulwarach na lewym latem wylegają tam ogromne tłumy ludzi. I moim marzeniem jest, by chociaż część z tych osób chciała dowiedzieć się trochę więcej o Wiśle. Chciałbym, by odkryli swoje miasto i Wisłę i by ją pokochali. Czytajcie o Wiśle i zakochajcie się w niej, bo naprawdę jest w czym - podsumował Bartoszewicz.