Po pierwsze bezpieczeństwo - tak burmistrz Luigi Brugnaro uzasadnił swoją decyzję o zamknięciu placu.
Strażnicy miejscy, brnąc w wodzie powyżej kolan, usunęli z placu drewniane podesty, po których można chodzić w dniach przypływu. W niedzielę przed południem ich poziom zrównał się z taflą wody.
To trzecia wysoka fala przypływu w tym tygodniu. We wtorek wzrosła ona do 187 centymetrów, czyli najwięcej od ponad pół wieku. W piątek było tam prawie 160 centymetrów.
Burmistrz zaapelował do mieszkańców, by jak najszybciej dokumentowali i szacowali straty, jakie ponieśli w wyniku powodzi.
Wyraził również opinię, że w Wenecji należy otworzyć siedzibę międzynarodowej agencji ds. wody i czynników środowiskowych, w której mogliby pracować naukowcy z całego świata.
Jak ocenił, to, co dzieje się teraz w mieście, jest zapowiedzią tego, co wydarzy się także w innych częściach planety w rezultacie zmian klimatycznych.
Włoska minister spraw wewnętrznych Luciana Lamorgese podczas wizyty nad Canal Grande stwierdziła, że miastu, które jest "dziedzictwem świata", powinny w tej sytuacji udzielić pomocy także inne kraje.
Media informują o rosnącym niezadowoleniu i irytacji mieszkańców, w tym także zaangażowanych w sprzątanie wolontariuszy z powodu przyjazdu kolejnych polityków.
"Dosyć wyborczych przechadzek" - taki napis widnieje na prześcieradle rozwieszonym na moście Rialto.