Odgłos silnika samochodowego (podobnie jak turkot pociągu) ma bowiem zbawienne zdolności usypiające. Ale gdy dziecię jest już nieco starsze i nieskore do snu, wyzwaniem staje się zapewnienie mu atrakcji na czas przejazdu.
Pierwsza - najważniejsza zasada - dotyczy rodzicielskiej cierpliwości i elastyczności. Nie trzymajmy się sztywno planu podróży; liczba i rodzaj przystanków tudzież godzina przybycia na miejsce mogą ulegać zmianie i na to trzeba być przygotowanym. Pamiętam swą niedawną podróż z dziećmi nad morze; zamiast zakładanych 5 godzin z przerwą na obiad jechaliśmy 9 godzin, bo doszły niezaplanowane wcześniej punkty programu (oglądanie krów na łące, wiatraków, dłuższy obiad, przebieranie, więcej postojów WC - "mama, stawamy, stawamy, kupka idzie!").
Jeśli dziecko w czasie jazdy nie śpi, napatrzyło się już na krajobraz zza szyb i zaczyna przejawiać oznaki zniecierpliwienia - podrzucamy mu grzechotkę, maskotkę, książeczkę, pluszaka (oczywiście zestaw ratunkowy trzymamy w jednej torbie - przy sobie, a nie w bagażniku, dobrze mieć też jakiś nowy drobiazg, wcześniej niewidziany przez dziecko, jest bowiem szansa, że zainteresuje się nim dłużej), śpiewamy razem piosenki (u nas nigdy nie sprawdzała się pomoc techniki w postaci CD), bawimy się w zagadki, konkursy (kto pierwszy zobaczy rowerzystę, czerwone auto, policjanta, most) etc.
W którymś z przewodników przeczytałam, że w czasie podróży dziecko powinno mieć obok siebie ukochaną zabawkę, wodę w bidonie lub niekapku i drobne przekąski do przegryzania. Rada co najmniej wątpliwa, zważywszy na to, że nie wszystkie (nawet ulubione) zabawki nadają się do trzymania w czasie jazdy samochodem (kiedyś Staś bardzo chciał mieć przy sobie model samolotu, którego skrzydło ocierałoby się o oko siedzącej po sąsiedzku młodszej siostry). A jedzenie i picie w czasie jazdy uważam za czynności większego ryzyka i to wcale nie ze względu na możliwość pobrudzenia tapicerki. Na czas posiłków zatrzymujemy się. To rzecz oczywista.
Niemal wszyscy rodzice mają własne sposoby na organizację atrakcyjnego czasu jazdy. Moim patentem były stare kasety magnetofonowe. Synek z uporem maniaka wkładał doń paluszek i zaciekawiony wyjmował taśmę. Trasa Warszawa - Gdańsk pochłaniała 3, 4 kasety. Niestety, pomysł ten nie sprawdził się na córce.
Zestaw awaryjny na podróż samochodem:
- zabawka, książeczka, płyta z bajką lub piosenkami
- picie, przekąski (na czas postoju)
- zapasowe ubranko
- pieluchy jednorazowe, chusteczki nawilżające
- osłonki przeciwsłoneczne