Atole koralowe to wyspy, które znajdują się zaledwie kilka stóp nad poziomem morza. Szacuje się, że to właśnie one najbardziej ucierpią w wyniku zmian klimatu. W zeszłym stuleciu pod falami zniknęło aż pięć lądów należących do Wysp Salomona. Na szczęście były one niezamieszkane. Obecnie na atolach koralowych żyje około milion ludzi. Najwięcej mieszkańców mają Malediwy, Tuvalu, Kiribati i Wyspy Marshalla. To właśnie te państwa są w największym stopniu zagrożone.

Reklama

Zmiana klimatu zagrożeniem dla państw wyspiarskich

Choć w innych krajach również znajdują się nisko położone miejsca, jest także sporo wyższych, na które można uciec. Klimat zmienia się w szybkim tempie, jednak naukowcy nie są w stanie przewidzieć, kiedy wyspy znajdą się pod wodą. Wynika to z kilku kwestii. Wspomniane państwa są bardzo odległe i badacze nie dysponują dokładnymi danymi o ich wysokości. Poza tym na atolach koralowych zachodzą gwałtowne zmiany. Dotyczą one zarówno kształtu lądu, jak i jego wysokości.

Dobrym przykładem są Malediwy, gdzie normalne jest, że z piasku pozyskiwanego z raf koralowych formują się kolejne wyspy. Niestety globalne ocieplenie zabija koralowce. Naukowcy szacują, że podwyższenie globalnych temperatur o 2 stopnie Celsjusza może spowodować śmierć 99 proc. z nich. Ponadto uważają, że to właśnie stan koralowców zadecyduje o tym, które wyspy będą w stanie oprzeć się rosnącym przypływom.

Reklama

Co jeszcze grozi atolom koralowym?

Okazuje się, że lądy niekoniecznie muszą zniknąć, aby stały się niezdatne do zamieszkania. Sporym zagrożeniem jest też zanieczyszczenie wód gruntowych. Gdy dojdzie do przetoczenia się fal przez ląd, istnieje ogromne ryzyko powodzi. Skutkiem tego będzie obumarcie jadalnych drzew i konieczność importowania wody, co jest dużym problemem na niewielkich i oddalonych od cywilizacji atolach.

Jakiś czas temu przedmiotem badań naukowców stały się Wyspy Marshalla na Oceanie Spokojnym. Badacze przewidują, że jeśli nie uda się nam osiągnąć globalnych celów klimatycznych, większość mieszkających tam osób nie będzie miała wody pitnej do lat 60. XXI wieku. Co więcej, jeżeli dojdzie do zapadnięcia się pokryw lodowych w ramach “najgorszego scenariusza” zmiany klimatu, dostęp do wody zostanie utracony już po 2030 roku. Mieszkańcy tych rajskich wysp już teraz emigrują do innych krajów.

Czy to koniec wyspiarskiego życia?

Wiele osób próbuje dostosować się do zmian spowodowanych niszczycielskimi powodziami. Jest to zauważalne zwłaszcza na Malediwach. Sporo rodzin wraca i próbuje odbudować swoje domy. Dużym problemem jest jednak brak pomocy ze strony miejscowego rządu. Na niektórych wyspach tworzone są też specjalne sztuczne wzniesienia, które mają ograniczać skutki powodzi. Takie działania są widoczne np. na Tuvalu w zachodniej Polinezji. W planach jest także poszerzenie lądu o około 50 proc. oraz podniesienie go z obu stron.

Niestety naukowcy szacują, że do 2100 roku może zostać zalane aż 95 proc. powierzchni Tuvalu. Niektóre skutki zmiany klimatu wydają się być nie do zatrzymania. W 2022 roku przeprowadzono analizę czynników ryzyka, która wskazuje, że pomimo podejmowanych wysiłków dojdzie do upadku ekosystemów. To z kolei zagrozi turystyce i rybołówstwu, a w konsekwencji uniemożliwi kontynuowanie wyspiarskiego życia. Ostatecznie wszystko zależy od reakcji reszty świata na zachodzące zmiany.