TOMASZ GRZYWACZEWSKI: Organizowałeś ekspedycje zarówno na bieguny, jak i na pustynie. Czy lubisz ekstremalne temperatury?
GEOFFREY SOMERS: Nie, zdecydowanie nie lubię skrajnych temperatur. Jednak fascynują mnie te dziwne pustkowia, gdzie mam poczucie, że jestem zupełnie sam. Stanowią one dla mnie wielkie wyzwanie. Umiejętność przetrwania w tym groźnym środowisku, podróż w nieznane i możliwość zobaczenia tego, czego nikt wcześniej nie miał okazji podziwiać, stanowi dla mnie niezwykłe doświadczenie. Na pewno jest ono warte poświęcenia.

Po co podróżować na krańce świata, narażając się na niebezpieczeństwa i niewygody?
To nie jest tak, że ja szukam śmierci. Jednak pokonywanie tych niebezpieczeństw daje mi ogromną satysfakcję: wiem, że mogłem przekroczyć swoje granice i przetrwać. Ale na co dzień nie lubię np. jeździć szybko samochodem albo włóczyć się nocą po mieście.

Reklama

No dobrze, ale czy mimo wszystko warto ryzykować życie?
Tak naprawdę cały czas ryzykujemy życie: idąc do pubu na piwo, paląc papierosy. Ja czuję się zdecydowanie bezpieczniej w dzikich ostępach niż w normalnym, cywilizowanym świecie.

Nie boisz się, że umrzesz samotnie na jakimś pustkowiu?
Czasami nawet bardzo. Kiedyś na australijskiej pustyni poszedłem szukać wielbłądów, które oddaliły się za pożywieniem. W pewnym momencie okazało się, że nie mogę odnaleźć nie tylko wielbłądów, ale, co gorsza, również drogi powrotnej do obozu. Im bardziej próbowałem być spokojny, tym bardziej panikowałem. I nagle zorientowałem się, że zrobiłem ogromne koło i jestem tylko o minutę drogi od namiotów... Strasznie bałem się również w trakcie burz śnieżnych na Antarktydzie. Na biegunie północnym też zdarzały się przerażające chwile, kiedy musieliśmy przechodzić przez bardzo kruchy albo nawet ruchomy lód. Z perspektywy czasu widzę jednak, że te doświadczenia bardzo mi pomogły. Z każdą kolejną ekspedycją byłem coraz bardziej pewny siebie.

Reklama

A czy wyjeżdżając na wyprawę, bierzesz pod uwagę, że być może z niej nie wrócisz?
No pewnie! Wiele razy zastanawiałem się, czy wrócę do domu. Ale takie jest życie podróżnika, czasami się nie wraca. Jednak zawsze jestem bardzo ostrożny, w zasadzie nigdy nie miałem wypadku i wszystkie moje ekspedycje kończyły się szczęśliwie. Może dlatego teraz bardziej boję się ewentualnej porażki.

Reklama



Jaka była twoja najbardziej niebezpieczna przygoda?
Było to w trakcie przeprawy przez dżunglę, na Północnym Borneo. Było nas czterech i chyba byliśmy pierwszymi ludźmi w tym miejscu. Najgorzej, że tam jest nie tylko gęsty, tropikalny las, ale i strome wzgórze pełne zdradliwych zboczy. W pewnym momencie w ogóle nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy i w którą stronę powinniśmy dalej podążać. Dysponowaliśmy zapasami jedzenia tylko na jeden miesiąc i całe szczęście, że zdążyliśmy przedrzeć się na drugą stronę wzgórz. Na dodatek nie mieliśmy żadnej łączności ze światem zewnętrznym, nawet radia. Gdyby któryś z nas zachorował albo miał jakiś wypadek, nikt by nam nie pomógł.

Co jest dla ciebie najistotniejsze w podróżowaniu?
Żeby bezpiecznie wrócić do domu. Poza tym zależy mi na okazywaniu szacunku odmiennym obyczajom i tradycjom.

Czy każdy może zostać podróżnikiem?
Jasne! Chociaż każdy z nas ma trochę inne wyobrażenie tego, czym jest podróż. Na przykład moi przyjaciele w tym tygodniu jadą autobusem do Londynu, zatrzymują się w ekskluzywnym hotelu i idą do teatru. Dla nich to już jest wielka wyprawa. Nie zawsze trzeba robić coś niesamowicie spektakularnego. Znam wiele książek o zwykłych ludziach, którzy po takich małych przygodach nagle decydowali się na podróż do odległych krajów.

Jednak naprawdę ważne jest, aby zdecydować się na opuszczenie strefy bezpieczeństwa, czyli domu, znanych miejsc, rodziny. Trzeba zaakceptować fakt, że śpi się w dziwnych miejscach i je dziwne rzeczy. Właśnie może na tym polega ta odwaga: aby porzucić nasze przyzwyczajenia oraz wygody. Przejść swego rodzaju wewnętrzną przemianę.

A czy ciebie podróże zmieniły?
Wraz z nowymi doświadczeniami ciągle przechodzę pewną przemianę. Kiedy kończyłem edukację i oblałem wszystkie egzaminy, czułem się niedowartościowany i przestraszony. W dodatku nie miałem pracy. Teraz już wiem, że życie nie jest problemem do rozwiązania, ale raczej wyzwaniem. Jest takie przysłowie: ȁE;Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiemȁD;. Chociaż ja czasami mam wrażenie, że im więcej doświadczam, tym mniej rozumiem...



Co jest jeszcze potrzebne poza marzeniami i odwagą? Charakter, łut szczęścia, a może pieniądze?
Oczywiście ważny jest charakter. Ale także, a może przede wszystkim, inspiracja. Znam ludzi, którzy nigdy niczego szczególnego nie zrobili i nagle powiedzieli sobie: chcę dokonać czegoś niezwykłego. I wtedy porzucili swoje dotychczasowe zajęcia, spakowali plecak i wyruszyli w poszukiwaniu przygody. Mój brat znał pewnego Australijczyka, który miał 65 lat i bardzo dużo pieniędzy. Przy okazji był otyły i w fatalnej kondycji zdrowotnej. Nie mógł dojść do pociągu ani nawet samochodu. Lekarz powiedział mu: albo zmieni pan styl życia, albo wkrótce umrze. I wiesz co? Ten człowiek sprzedał dom, firmę i kupił rower. Na początku nie mógł okrążyć własnego domu. Ale chciał się zmienić. Teraz jest już po dwóch wyprawach dookoła Australii... i oczywiście cieszy się świetnym zdrowiem. Natomiast szczęście mają tylko ci, którzy go sami szukają, są do jego przyjęcia dobrze przygotowani i mają otwarte umysły.

Przy bardzo dużych ekspedycjach potrzebne są również pieniądze. Ktoś musi przecież zapłacić za przeloty, wsparcie logistyczne itd. Bardzo wielu ludzi wyprzedaje swój majątek, aby znaleźć środki na pokrycie tych kosztów. Są również szczęściarze, którzy znajdują sponsorów. Ale bądźmy szczerzy, w dzisiejszych czasach nie jest to łatwe. Trzeba mieć dużo wytrwałości i perfekcyjnie przygotowany plan działania.

Czy będąc zawodowym podróżnikiem, można mieć rodzinę, dzieci i normalny dom?
Jest bardzo wielu ludzi, którzy spędzają dużo czasu daleko od swoich bliskich i przyjaciół. Żeglarze, biznesmeni albo kierowcy ciężarówek często tygodniami, a nawet miesiącami nie wracają do domu. Jednak nie ukrywam, że znam zawodowych podróżników, którzy mają problemy ze swoim życiem prywatnym. Brutalna prawda jest taka, iż aby ukończyć z sukcesem trudną i długotrwałą ekspedycję, trzeba być jednostką niezależną, wręcz egoistyczną. Po prostu nie można pozwolić, aby jakakolwiek postronna osoba zaprzątała ci umysł. W konsekwencji okazuje się, że rodzina schodzi na dalszy plan. Utrzymanie dobrych relacji osobistych z żoną i dziećmi jest o wiele trudniejsze niż sama wyprawa!



Trans-Antarctica Expedition, Borneo, pustynie Australii... Brałeś udział w wielu pionierskich ekspedycjach na krańce świata. Jakie jest twoje kolejne wielkie wyzwanie?
Nie jestem już taki młody i cierpię na artretyzm. Ale może na tym właśnie polega kolejne wyzwanie: zachować sprawność, iść do przodu i nigdy się nie poddawać. Chciałbym zorganizować kolejne piesze albo rowerowe wyprawy do Australii, ale też odwiedzić najpiękniejsze europejskie zakątki... Chociaż, niestety, choćbym nie wiem jak długo żył, nie zdążę poznać całego świata.

Geoffrey Somers przybył do Polski na odbywający się w tym tygodniu w Łodzi 11. Explorers Festival
GEOFFREY SOMERS

Jeden z najwybitniejszych polarników naszych czasów. Był członkiem pionierskiej wyprawy psimi zaprzęgami Trans-Antarctica’89. Jej uczestnicy jako pierwsi ludzie w historii dokonali trawersu całej Antarktydy wzdłuż jej najdłuższej osi liczącej 6 tys. km. Brał także udział w ekspedycji na Grenlandię. W obydwu wyprawach był odpowiedzialny za pracę z psami husky, logistykę oraz nawigację.

Sześć razy stawał na obu biegunach. Na przełomie 2005/2006 r. poprowadził ekspedycję śladami wyprawy Scotta na biegun południowy. Pasja poznania poprowadziła go również do dżungli Borneo i na zabójcze australijskie pustynie. Z trzema wielbłądami przedarł się przez pustynny interior z Perth do Uluru, zwany czerwonym centrum kontynentu. A w 2008 r. pokonał owianą złą sławą pustynię Simpsona.

Z krain lodu i piasku wyprawiał się również na oceany, czego uwieńczeniem był rejs dziewięciometrowym jachtem przez Atlantyk.



Prowadził liczne seminaria poświęcone tematyce przywództwa, oceny ryzyka i pracy zespołowej. Za swoje dokonania na polu eksploracji został uhonorowany najwyższym angielskim odznaczeniem – Orderem Imperium Brytyjskiego.

Na festiwalu będzie również gościć trzech innych członków Trans-Antarctica Expedition ’89:

Will Steger (kierownik wyprawy) – legenda polarnej eksploracji. Zorganizował wiele zapierających dech w piersiach ekspedycji, w tym m.in. pierwszą wyprawę psimi zaprzęgami na Arktykę bez wsparcia z zewnątrz oraz pierwszy – i jak dotychczas jedyny w historii – trawers w ciągu jednego sezonu Oceanu Arktycznego z Rosji na Wyspy Ellsmera w Kanadzie. Wraz z pozostałymi członkami Trans-Antarctica Expedition przemierzył Grenlandię z południa na północ. Obecnie jako założyciel fundacji Globar Warming 101 aktywnie działa na rzecz walki z globalnym ociepleniem i zmianami klimatu.

Keizo Funatsu – człowiek, który przygodę ma we krwi. Zaczynał od wypraw rowerowych i w ten sposób samotnie przemierzył USA oraz Saharę z Algierii do rzeki Niger. Potem zainteresował się daleką Północą i po Trans-Antarctica Expedition zaangażował się w maratony psich zaprzęgów. Brał udział m.in. w liczącym 1,8 tys. km wyścigu przez dzikie ostępy Alaski oraz maratonie wzdłuż Amuru. Od 1994 r. mieszka na Alasce, gdzie hoduje ukochane psy husky.

Wiktor Bojarskij – symbol rosyjskiego polarnictwa. Jako dyrektor Muzeum Arktyki i Antarktyki w Petersburgu łączy pasję przygody z pracą naukową. Dwadzieścia razy dotarł na biegun północy na nartach, a trzydzieści razy lodołamaczami. Wraz z Willem Stegerem przemierzył Ocean Arktyczny, przedostając się z Rosji do Kanady. Brał również udział w wyprawach badawczych na Antarktydę. Jest autorem trzech książek i licznych artykułów naukowych poświęconych badaniom lodowców i kry lodowej.