Szkoły językowe przeżywają oblężenie. Od początku roku liczba chętnych na zagraniczne kursy językowe wzrosła o 40 proc. Dotyczy to zarówno renomowanych szkół, jak Berlitz, Lingwista, Speak Up czy Archibald, jak i polskich oraz zagranicznych firm edukacyjnych, jak np. Language Abroad, Study Global czy Tavel Exchange & Education.
Niemal wszystkie oprócz typowych obozów językowych dla nastolatków i kursów dla menedżerów proponują w tym roku nowość – wyjazdy rodzinne. Z Travel Exchange & Education można się uczyć języka z dziećmi w renomowanych szkołach w Londynie, Wiedniu albo Barcelonie. Do południa dzieci i rodzice mają zajęcia w osobnych międzynarodowych grupach, a po lekcjach mogą wspólnie zwiedzać miasto albo wypoczywać.
Z kolei agencja Language Abroad proponuje językowe wczasy rodzinne w Kalabrii, na Malcie, w Australii, a nawet w RPA. – Nasi klienci mają rano 4 – 6 godzin nauki np. w gaju pomarańczowym albo na plaży, a po południu grają w golfa, jeżdżą na wycieczki lub chodzą na kursy gotowania lokalnych potraw – mówi Halina Juszczyk, właścicielka agencji.
Uczestnicy wyprawy językowej do RPA, oprócz odbywania kursu językowego w Cape Town, uczą się uprawy winorośli w tamtejszych winnicach i mogą wziąć udział w safari. Ci zaś, którzy zdecydują się na naukę we Francji, uczestniczą w kursach teatralnej ekspresji, a w Hiszpanii w kursach flamenco.
Z nowej formy spędzania urlopu coraz częściej korzystają także osoby w wieku 50+, które chętnie zamiast leżaka na plaży wybierają szkolne ławy w Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Jak wynika z danych firmy Language Abroad, stanowią oni dziś ponad 20 proc. wyjeżdżających na tego typu wakacje.
Ceny tygodniowego turnusu zależą od liczby lekcji i standardu zakwaterowania. Najtańsze, z noclegami u miejscowych rodzin, zaczynają się od 2 tys. zł, a najdroższe z indywidualnymi lekcjami i pobytem w pięciogwiazdkowym hotelu kosztują 15 – 20 tys. zł. Do tego z reguły trzeba jeszcze doliczyć koszty transportu i ubezpieczenia. Najdrożej jest w sezonie urlopowym, ale jesienią ceny zwykle spadają. Na Malcie kurs w październiku można kupić nawet o 20 proc. taniej.
– Turystyka językowa z reguły jest dwa razy droższa niż tradycyjne wczasy, ale nasi klienci coraz częściej traktują taki wyjazd nie tylko jak rozrywkę, ale inwestycję w siebie – mówi Agnieszka Borowczyk z Berlitza.
Znajomość języków przekłada się bowiem na awans zawodowy i wysokość wynagrodzenia. Z raportów płacowych firmy badawczej Sedlak & Sedlak wynika, że ci, którzy znają jeden język obcy, zarabiają średnio o 600 – 800 zł więcej niż ci, którzy takiej umiejętności nie mają. A władający 2 – 4 językami mogą liczyć na wzrost pensji nawet o 1 – 2 tys. zł.
Do Polski moda na turystykę językową przywędrowała ze Stanów Zjednoczonych, gdzie popularnością cieszą się kursy języka hiszpańskiego w Ameryce Łacińskiej. Amerykanie także od lat szturmują szkoły językowe we Włoszech, Francji, a także w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Japonii.
U nas turystyka językowa dopiero raczkuje. Wciąż największą popularnością cieszy się Europa, zwłaszcza kraje, które tradycyjnie odwiedzamy w wakacje.