Krym nazywany półwyspem rozmaitości wydaje się jeszcze nieodkrytym zakątkiem Europy. Określenie go takim mianem wydaje się trafne. To właśnie tu zderzyły się kultury: tatarska, karaimska, ormiańska, grecka, czy wreszcie rosyjska.
Podróż plackartą
Poznawanie Krymu rozpoczęłam od przejażdżki pociągiem na trasie Lwów - Symferopol (stacją docelową jest stolica Autonomicznej Republiki Krymu). Podróż wagonem sypialnym bez przedziałów tzw. plackartą obfituje w wiele ciekawych doświadczeń.
24-godzinną podróż urozmaicają dłuższe postoje, na których można zakupić od "babuszek" pierogi, naleśniki, owoce, spotkać możemy także sprzedających suszone ryby, a nawet raki. Specyfikę podróżowania plackartą stanowią tzw. prowadnicy, którzy czuwają nad poszczególnym wagonami (lepiej się ich pilnować, bo postoje bywają krótsze niż planowane, a odjazdu pociągu nikt nie zapowiada).
Ich praca wygląda bardzo różnie. Pan prowadnik początkowo wywiązywał się niezwykle dokładnie ze swoich obowiązków, jak obsługa kipiatoka (to wrzątek, w pociągach za darmo bez żadnych ograniczeń), czy zamykanie toalet na terenie zony ekologicznej (strefa ok. 15 min. przed i po stacji). Z czasem stracił rezon, a jego krok stawał się coraz bardziej chwiejny, wreszcie w połowie podróży zasnął w swojej kanciapie.
Jednak, by przywrócić honor tej niespotykanej u nas profesji muszę przyznać, że w drodze powrotnej pani prowadniczka była niezwykle solidna. Ponadto brak przedziałów sprzyja jak najbardziej integracji współpasażerów. W drodze powrotnej nasz wagon szczególnie upodobał sobie Ukrainiec o bardzo pięknym i donośnym głosie (o spaniu nie było mowy), ale za to wspólnie odśpiewana "Katjusza" okazała się kolejnym krokiem milowym w budowaniu przyjaźni polsko- ukraińskiej. Kiedy poznamy specyfikę podróżowania pociągami możemy przejść do właściwego zwiedzania półwyspu rozmaitości.
Tam, gdzie mieszkał Churchill
Ponieważ Krym posiada najdłuższą na świecie linie trolejbusową, warto skorzystać z tego środka transportu. Tym też sposobem odbyłam podróż z Ałuszty do Jałty - największego kurortu półwyspu. Będąc tutaj nie można wprost nie zobaczyć najsłynniejszego krymskiego landszaftu - Jaskółczego Gniazda. Budowla przypominająca średniowieczny zamek, powstała w 1912 roku na życzenie barona Steinegela.
W zasadzie kiedy dotrze się już na miejsce (bardzo zatłoczone przez turystów) większość stwierdza, że jest to dość kiczowaty obraz. Będąc w Jałcie odwiedziłam pobliską Liwadię. Mieści się tu pałac, który powstał już w I poł. XIX w., a następnie został kupiony przez Romanowowów. Czas spędzali tu m.in. Mikołaj II ze swoją rodziną. W 1945 r. podczas obrad konferencji jałtańskiej gościli tu: Churchill i Stalin, a na stałe mieszkał Roosevelt.
W czasie konferencji jałtańskiej Churchill zakwaterowany był w pałacu Woroncowa, w Ałupce. Ów hrabia w I poł. XIX w. postanowił zbudować tu swoją posiadłość. Jest ona o tyle ciekawa, że łączy dwa style: XVI-wiecznej Anglii Tudorów (dzięki temu Churchill mógł powiedzieć, że "w dalekiej Rosji czuje się jak w starej Anglii"), ze stylem orientalnym.
Kuchnia tatarska jest pyszna
Będąc na Krymie miałam szansę lepiej poznać kulturę tatarską - nierozerwalnie związaną z półwyspem. Poznawanie rozpoczęłam od kuchni. W tym celu odwiedziłam Aj-Pietri, górę znajdującą się na wysokości 1234 m.n.p.m. Można dostać się na nią kolejką górską, podobną jak na Kasprowy.
Już na szczycie znajduje się wiele knajpek prowadzonych przez Tatarów, w których zakosztowałam typowych dla ich kuchni dań: zupy z baraniny, plowu (ryżu z warzywami), czy szaszłyków podawanych z plackami tzw. lawaszami. Również wina są bardzo smaczne (szczególnie polecam z czarnej róży).
>>>Zobacz więcej zdjęć z Krymu
Aby jeszcze lepiej poznać życie Tatarów odwiedziłam kompleks pałacowy chanów w Bakczysaraju. W jego skład wchodzą: meczet, cmentarz chanów, Sala Dywanu (gdzie odbywały się narady wojenne), dziedziniec fontann (z osławioną przez Mickiewicza Fontanną Łez; wg legendy chan zrozpaczony po śmierci swej małżonki najprawdopodobniej Marii Potockiej rozkazał zbudować fontannę symbolizującą jego smutek), a także odrębna część przeznaczona dla haremu.
Nos Jelcyna albo biust carycy Katarzyny
Półwysep rozmaitości zachwyca nie tylko zabytkami stykających się tu kultur, ale także niesamowitą przyrodą. Niezapomniane widoki zapewnił mi rejs z Ałuszty do Nowego Świata, zwanego zresztą w czasach antycznych Paradiso - czyli Raj. Widok Gór Krymskich wpadających do Morza Czarnego zapiera dech w piersiach. Dodatkową atrakcją okazały się delfiny skaczące wśród fal. Wspaniałe krajobrazy rozciągają się też z tzw. ścieżki niewiernych żon, prowadzącej do Groty Golicyna, w której ów książę trzymał słynny na całym Krymie szampan.
Zachwyt budzą także Góry Krymskie. Wyprawa na Demerdżi (1239 m.n.p.m) na długo pozostaje w pamięci, głównie za sprawą Doliny Przywidzeń, gdzie z form skalnych możemy dostrzec kształt nosa Jelcyna, czy biustu carycy Katarzyny. Góra Demerdżi nie cieszy się dobrą sławą, a to za sprawą legendy jakoby mityczny kowal miał tu wykuwać broń dla swojego wojska niosącego śmierć w pobliskich wioskach. Mimo to góra zachęca tym, że nie ma tu trudnych podejść.
Byłam również na "minarecie świata" jak Mickiewicz nazywał Czatyrdach (w końcu obecność wieszcza na górze zobowiązuje). Znajduje się on na wysokości 1526 m.n.p.m i choć początkowo podejścia są trudne to widoki wynagradzają z nawiązką wysiłek. Na szczycie znajdują się kamienie upamiętniające stojącą niegdyś cerkiew. Schodząc odwiedziłam jedną z licznych jaskiń Emine-Bair-Chosar, gdzie zachował się w całości szkielet mamuta.
Krym urzekł mnie bez dwóch zdań. Zadziwił niesamowitą przyrodą: lazurowym kolorem morza, skalistymi i urwistymi wybrzeżami, stepami, skałami wapiennymi i rozciągającymi się widokami z Gór Krymskich. Oczarował ciekawymi zabytkami- pamiątkami po skomplikowanej historii i mieszkających tu grupach etnicznych. Jeśli znamy choć trochę rosyjski to jest to świetna okazja do porozmawiania z przemiłymi miejscowymi.