Wojowniczy papież

Bolonia nie jest duża. Wszystkie najważniejsze miejsca, których nie może zabraknąć w planie każdego turysty, leżą blisko siebie. Jeden dzień wystarczy, aby nacieszyć się tym, co w Bolonii najciekawsze. Zwiedzanie należy rozpocząć od głównego placu – piazza Maggiore. Na placu uwagę przykuwa Palazzo Comunale – ogromne gmaszysko, w którym uważny obserwator rozpozna przynajmniej trzy style architektoniczne. Obecnie mieści się tu muzeum miejskie, gdzie można podziwiać dzieła malarskie synów tego miasta. Pośrodku budynku, pod renesansowymi łukami, pyszni się wielki posąg papieża Grzegorza XIII.

Reklama

Do naszych czasów nie przetrwał natomiast posąg innego następcy świętego Piotra. Przedstawiał on Juliusza II, papieża wojownika, który postawił sobie za cel zjednoczenie Włoch pod sztandarem Kościoła katolickiego. Po zdobyciu Bolonii, która w XVI wieku była niezależnym państwem-miastem, nakazał odlać z brązu swój ogromny pomnik. Juliusz II zażądał, aby ukazać go jako wodza dzierżącego w jednej ręce Biblię, a w drugiej miecz.

Dumnemu ludowi bolońskiemu nie podobały się jednak rządy wojowniczego papieża. Dlatego też, gdy tylko wojska papieskie oddaliły się z miasta, mieszkańcy obalili pomnik i przetopili go z powrotem na dzwony. My możemy tylko wyobrażać sobie, czytając opisy ówczesnych kronikarzy, jak owo dzieło wyglądało. I żałować, że nie przetrwało do naszych czasów. Jego twórcą był bowiem sam Michał Anioł Buonarrotti.

Rzeźbiarz i święty

Reklama

Nie oznacza to jednak, że w Bolonii nie uda nam się zobaczyć żadnej pracy, która wyszła spod dłuta tego artysty. W niepozornym kościele San Domenico, leżącym nieco na uboczu historycznego centrum, można podziwiać dzieła Michała Anioła. Nie są one tak imponujące jak późniejszy Dawid, ale z całą pewnością warte uwagi. Zwłaszcza że niewielu turystów zadaje sobie trud, aby dotrzeć do kościoła św. Dominika. Jeżeli dopisze nam odrobina szczęścia, będziemy mieli te małe cuda tylko dla siebie. Najprawdopodobniej już w żadnym innym miejscu nie dostaniemy szansy, aby w ciszy i spokoju obcować z dziełami słynnego Florentyńczyka.

W San Domenico można podziwiać jego trzy rzeźby – dwie postacie świętych oraz klęczącego anioła. Osoby przyzwyczajone do monumentalnych rozmiarów bardziej znanych dzieł tego artysty będą zaskoczone rozmiarem bolońskich figurek: mają one zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Zostały zamówione, aby zdobiły nagrobek św. Dominika, którego doczesne szczątki złożono właśnie w tej świątyni. Grobowiec upiększają także rzeźby innych toskańskich mistrzów, między innymi Nicoli Pisana i Arnolfa di Cambio. Za sarkofagiem umieszczono relikwiarz, w którym znajduje się głowa założyciela zakonu dominikanów.



Kościelny gigant

Wróćmy jednak na piazza Maggiore. Najbardziej intrygującą budowlą, wzniesioną na głównym placu miasta, jest ogromna katedra San Petronio. Jest to najważniejszy, a także największy kościół Bolonii. Jak wskazuje wezwanie, został poświęcony świętemu Petroniuszowi, bolońskiemu biskupowi z V wieku. Budowla jest odzwierciedleniem ambicji mieszkańców tego miasta. Choć i teraz jej rozmiary są imponujące, to założenie było jeszcze bardziej śmiałe. Kościół miał być bowiem dwukrotnie większy niż obecnie. Gdyby mieszkańcom udało się dopiąć swego, byłby większy nawet od bazyliki świętego Piotra! Jeżeli obejdziemy budynek dookoła, łatwo odnajdziemy fragmenty architektury, które dobitnie świadczą o tym, że nie został on ukończony. Kościół zaczęto wznosić w 1390 roku. Na realizację tego śmiałego zamierzenia zabrakło ponoć pieniędzy. Ja wolę jednak myśleć, że Włosi po prostu nie śpieszą się z dokończeniem pracy. Wszak powiedzenie ȁE;festina lenteȁD; powinno być ich narodowym zawołaniem.

San Petronio zadziwia nie tylko rozmiarem. Najbardziej fascynująca jest jego fasada. Ukończona tylko w części, rzuca wyzwanie wyobraźni. Obserwując dolną jej część, obłożoną czerwono-białym marmurem, możemy swobodnie fantazjować, jak wyglądałyby górne kondygnacje, gdyby jednak znalazł się jakiś hojny sponsor dalszej budowy.

Po zwiedzeniu wnętrza, którego wyposażenie jest dość skromne, warto przysiąść na schodach katedry i odpocząć w cieniu jej fasady. Być może będziemy mieli szczęście i uda nam się posłuchać dzieł Petrarki czy Dantego. Na placu organizowane są bowiem konkursy krasomówcze. Ich uczestnicy recytują z pamięci lub czytają fragmenty ulubionych utworów. A jeżeli jesteśmy wystarczająco odważni, sami możemy spróbować sił w tych rzadkich zawodach. I wcale nie musimy używać włoskiej mowy. Wśród zawodników zdarzają się bowiem osoby recytujące w oryginale na przykład dzieła Szekspira czy Goethego. A jeżeli nie przypomnimy sobie żadnego utworu ze światowego kanonu, zawsze możemy sięgnąć po inwokację do naszego "Pana Tadeusza".

Skądinąd recytacja słów "Litwo! Ojczyzno moja..." jest jak najbardziej usprawiedliwiona w tym mieście, Mickiewicz spędził bowiem w Bolonii kilka lat życia. Świadczy o tym tablica wmurowana w ścianę uniwersytetu głosząca, że nasz wieszcz był tu kierownikiem katedry literatury słowiańskiej. Nie musimy zatem mieć specjalnych kompleksów w stosunku do Bolończyków, którzy założyli swoją uczelnię o trzysta lat wcześniej od mieszkańców Krakowa.



Tryskająca fantazja

Do piazza Maggiore przylega kolejny plac – piazza Nettuno. Jego główną ozdobą jest fontanna Neptuna. Składa się ona z grupy brązowych rzeźb, nad którymi góruje posąg morskiego bóstwa. Twórcą postaci jest Giambologna – szesnastowieczny boloński artysta.

Fontanna miała ponoć symbolizować papieską władzę. Piszę "ponoć", bo trudno w to uwierzyć, patrząc na figury zamieszczone poniżej posągu Neptuna. Przedstawiają one pełne erotyzmu postaci kobiece. Ich ciała są obnażone do połowy, a z pełnych, nagich piersi... tryska woda. Jeżeli więc fontanna symbolizuje jakąś władzę, to jest to raczej kobieca władza nad męską wyobraźnią.

Dwie zapałki

Z placu Neptuna nieśpiesznym krokiem możemy wyruszyć, aby przyjrzeć się symbolom Bolonii – dwóm oszałamiająco wysokim, cienkim i przechylonym średniowiecznym wieżom. Aby przekonać się o ich niezwykłości, wystarczy stanąć pod jedną z nich i spojrzeć w górę. Niejednemu twardzielowi zakręci się w głowie. A jeżeli człowiek uświadomi sobie, że zostały one zbudowane ponad 900 lat temu, to ma chęć brać nogi za pas. Nie budzą bowiem zaufania. One naprawdę wyglądają tak, jakby pierwszy większy podmuch wiatru mógł je zawalić. Są wyraźnie przechylone. Zresztą jedna z nich, Torre Garisenda, istotnie częściowo zawaliła się – jej obecna wysokość to 47 metrów. Torre Asinelli przetrwała do naszych czasów w całości i mierzy 97 metrów. Turyści o stalowych nerwach mogą się wdrapać po 500 schodkach na jej szczyt. Z całą pewnością panorama miasta zrekompensuje wysiłek fizyczny.

Większość tego typu budowli nie przetrwała do naszych czasów. W średniowieczu Bolonia musiała wyglądać jak Manhattan. Miasto najeżone było bowiem dwoma setkami takich wież. Do dziś przetrwało jedynie około dwudziestu, na ogół w szczątkowym stanie. W różnych punktach miasta można odnaleźć fragmenty tych niezwykłych budowli. Wieże są dowodem na to, że ludzie od zawsze czuli potrzebę rywalizacji. Nie tylko pełniły funkcję obronną, ale były także swoistą wizytówką zamożności rodu. Im więcej pieniędzy mieli fundatorzy, tym wieża była wyższa. Te dwie najsłynniejsze zostały wzniesione przez przedstawicieli rodów Asinelli i Garisenda. Jak można się bez trudu domyślić, rody te zaciekle ze sobą rywalizowały.



Spacer pod arkadami

Jeżeli na zwiedzanie Bolonii przeznaczyliśmy tylko jeden dzień, warto resztę czasu spędzić na nieśpiesznym wałęsaniu się bez celu po wąskich uliczkach. Trzeba dodać, że zwiedzając to urocze miasto, nie trzeba zaprzątać sobie głowy parasolem. Nawet jeśli złapie nas deszcz, zawsze możemy schronić się pod arkadami, które ciągną się niemal przez całe miasto. W ich cieniu skryły się wytworne witryny sklepów oraz kawiarniane stoliczki, przy których mieszkańcy żywo dyskutują lub w ciszy delektują się popołudniową kawą i najnowszym numerem Corriere della Sera. Co bardziej wytrwali turyści mogą jeszcze udać się na zwiedzanie innych kościołów, których w Bolonii jest pod dostatkiem.

Tu pora na specjalny apel do turystów, którzy odważyli się zwiedzać Włochy na czterech kółkach. Nie wolno lekceważyć okrągłych białych znaków, na których umieszczono napis: Zona traffico limitato! W wolnym tłumaczeniu oznacza on: intruzom wjazd zabroniony. Z takimi znakami będziemy mieli do czynienia w każdym większym mieście. I radzę stosować się do nich. Ignorując zakaz, musimy bowiem liczyć się z ryzykiem otrzymania mandatu. I choć włoscy policjanci są nieco pobłażliwi dla zagranicznych turystów, to nie warto ryzykować. Zawsze lepiej wydać te kilkadziesiąt euro na dodatkową porcję pysznych, włoskich lodów, zamiast na mandat.

Tłusta Bolonia

Pisząc o takim kraju jak Włochy, nie da się pominąć tematu kuchni. To trochę tak, jakby próbować opisać uroki zimy, nie wspominając, że mróz maluje obrazy na szybach. A pisząc o Bolonii, nie sposób nie napomknąć o spaghetti. Każdy z nas przecież słyszał o bolognese! Ale Bolonia to nie tylko pyszne pasty z mięsem, pomidorami i parmezanem. To także – a może przede wszystkim – festiwal serów, kiełbas i szynek. Ale uwaga! Osoby dbające o linię powinny trzymać się z dala od sklepików, w których lady uginają się pod różnorodnymi frykasami. To samo tyczy się uroczych restauracyjek, które w wąskich, średniowiecznych uliczkach zastawiają na przechodniów sidła w postaci nęcących zapachów. Kuchnia bolońska, choć uważana przez smakoszy za jedną z najlepszych na świecie, nazywana jest la grassa, co (niestety!) tłumaczy się jako ȁE;tłustaȁD;.

Ale osoby na diecie nie muszą popadać w depresję. Bolonia – tak jak niemal każde włoskie miasto – serwuje także pyszne gelato, czyli lody. Jeżeli chodzi o ten rodzaj deseru, to nawet najbardziej wybredny znawca znajdzie coś dla siebie. Pamiętajmy jednak, by wchodząc do lodziarni, w celu skosztowania zimnego przysmaku, zachować zimną krew. Wybór smaków może bowiem zaskoczyć niejednego konesera.

Kiedy już uda nam się zapanować nad oczopląsem i dokonać zakupu, warto usiąść z lodami w cieniu wysokich i cienkich jak zapałki średniowiecznych wież i przyjrzeć się życiu miasta. Choć na chwilę wsłuchać się w tę śpiewną mowę, pooglądać mieszkańców. Jeżeli bowiem zdecydujemy się ruszyć na podbój innych włoskich miast, zaobserwowanie prawdziwego włoskiego życia może okazać się niewykonalne. Z tym krajem jest bowiem tak: albo zwiedzamy najważniejsze architektoniczne cuda, albo chłoniemy atmosferę Italii. Nie ma się bowiem co łudzić, że uda nam się kontemplować florenckie ogrody Boboli czy podziwiać rzymską Bazylikę św. Piotra bez obecności rozgadanego tysiącem języków tłumu turystów.



WARTO WIEDZIEĆ

Spanie w Bolonii – tanio

Albergo Garisenda – mieści się na trzecim piętrze. To ładny i schludny hotelik. Należy wcześniej rezerwować miejsca. Ceny wahają się w granicach 65 – 110 euro/270 – 455 zł za pokój dwuosobowy. Łatwo tu trafić, gdyż w budynku mieści się McDonald’s. Uwaga! Jest nieco głośno.

Adres: via Rizzoli 9

Hotel Citta di Bologna – jest to kemping położony 5 km na północ od Bolonii. Dojazd do centrum – autobusem linii nr 25 lub 68. Ceny wahają się w zależności od sezonu. Za namiot i samochód trzeba zapłacić w granicach od 12 – 16 euro/50 – 65 zł za osobę. Za spanie w bungalowie z łazienką i kuchnią zapłacimy 68 – 88 euro/280 – 365 zł za dwie osoby. Uwaga! W pobliżu lotnisko i obwodnica, więc jest dość głośno.

Adres: via Romita 12.

Albergo San Vitale – hotel oferujący dobry standard za rozsądną cenę. Za dwuosobowy pokój z łazienką zapłacimy ok. 76 euro/315 zł. Plusem jest dobra lokalizacja. Uwaga! W czasie świąt i festiwali cena wzrasta – nocleg w dwuosobowym pokoju kosztuje wówczas 90 euro/370 zł.

Spanie w Bolonii – dla zasobnych

Hotel Orologio – doskonała lokalizacja, blisko do piazza Maggiore. Za pokój dwuosobowy trzeba zapłacić od 190 – 340 euro/790 – 1400 zł. Plusem jest piękny widok na plac i miła obsługa. Śniadanie wliczone w cenę noclegu.

Adres: via IV Novembre 10.



Coś na ząb

Trattoria da Vito – serwuje prostą kuchnię bolońską. Lokal jest gwarny i chętnie uczęszczany przez miejscowych. Porcje naprawdę słuszne. Za posiłek trzeba zapłacić ok. 15 euro/60 zł.

Adres: via Musolesi 9.

Ristorante – pizzeria La Bella Napoli – coś dla wielbicieli pizzy, za którą trzeba zapłacić od 4 – 6 euro/15 – 25 zł. Lokal serwuje jednak nie tylko ten włoski przysmak. Za inne dania (z sałatką i deserem) zapłacimy 15 euro/60 zł.

Adres: via San Felice 40.

Trattoria da Gianni – tu można posmakować prawdziwej bolońskiej kuchni. Świetny wybór makaronów. Za posiłek trzeba zapłacić ok. 25 euro/100 zł. Bardzo przyjemny wystrój. Lepiej zarezerwować stolik.

Adres: via Clavature 18.

Ristorante Donatello – od ponad pół wieku prowadzona jest przez jedną rodzinę. Restauracja chwali się sławnymi bywalcami – jadał tu m.in. Federico Fellini. Kuchnia smaczna. Ceny posiłku wahają się od 25 euro/100 zł wzwyż.

Dla łasuchów

Gellateria Gianni – wielbicieli lodów zaskoczy nie tylko wybór smaków, ale także ich nazwy.

Adres: via Montegrappa 11.

Paolo Atti & Figli – można tu zjeść pyszne ciastko i zakupić coś na wynos – cukiernia połączona jest bowiem z delikatesami.

Adres: via Caprarie 7.



Szczypta historii

Bolonia została założona przez Etrusków, choć niektórzy badacze uważają, że jej historia sięga czasów jeszcze dawniejszych. Jako osada położona w centrum regionu narażona była na ciągłe najazdy – w IV w. podbili ją Galowie, później Rzymianie, nie ominął jej także najazd barbarzyńców, który spustoszył miasto.

Lata 1300 – 1500 to okres, w którym Bolonia była niezależnym państwem-miastem. Ten złoty czas skończył się walkami arystokratycznych rodów. Zwycięsko wyszli z nich Bentivogliowie, którzy rządzili miastem twardą ręką przez niemal pół wieku.

W 1506 r. władzę nad Bolonią przejęło państwo kościelne.

Stan ten utrzymuje się do czasów Napoleona.

Mówiąc o historii tego miasta, należy wspomnieć o uniwersytecie, który jest najstarszym w Europie. Założony został w 1088 r, a w XIII w.miał już 10 tys. studentów. Ciekawostką jest fakt, że uczelnia ta od początku pozwalała wykładać także kobietom! Jak głosi anegdota – jedna z wykładowczyń była tak piękna, że aby nie rozpraszać studentów zgromadzonych na sali, wykładała... ukryta za kotarą! Uniwersytet może się poszczycić wieloma sławnymi osobistościami, które pobierały tu naukę. Wśród nich należy wymienić naszego rodaka Mikołaja Kopernika.

Wieże Bolonii

Praktyka budowania strzelistych wież mieszkalnych i obronnych pojawiła się w zachodniej Europie w XI wieku, czyli w czasach kwitnącego feudalizmu. Każdy możny ród pragnął zaznaczyć swoją potęgę, budując wieżę przewyższającą wieżę sąsiada. Obyczaj ten nie ominął też włoskich miast, których sylwetki w średniowieczu przypominały dzisiejszy Manhattan. Jak oceniają historycy, 700 lat temu w Bolonii piętrzyło się w górę ponad 180 wież, podobnych do wieży Asinelli. Dawało to z pewnością bardzo efektowny widok, jednak realna wartość obronna tych obiektów nie była wielka.

W średniowiecznych miastach włoskich waśnie między rodami (patrz szekspirowska historia Capulettich i Montecchich z Werony), podobnie jak zbrojne potyczki na ulicach, były co prawda na porządku dziennym, jednak rzadko komu chciało się podejmować regularne oblężenie wieży stojącej w środku miasta. Łatwiej było ją zburzyć niż zdobyć. Toteż istotnie większość z bolońskich wież rozebrano bądź zburzono już w ciągu XIII wieku. Był to widomy sygnał końca epoki feudalizmu we włoskich miastach i powolnego nadchodzenia epoki odrodzenia (które we Włoszech zaczęło się o całe sto lat wcześniej, niż w innych krajach zachodniej Europy). Na szczęście wszystkich wież nie zdołano zburzyć.

Powolne dzieło niszczenia trwało w Bolonii 600 lat. Jako ostatnie, w 1917 r., padły pod ciosami kilofów wieże rodów Artenisi i Riccadonna. W całości ostały się do dziś tylko Asinelli i połowa Garisendy.