Okolica malownicza: zielone wzgórza, stare lasy. Ale to przecież nie rezerwat Jeziora Grodzieńskiego. Zgubiłam się. Ryzykuję pogryzienie łydek i podchodzę do gospodarza, by zapytać o drogę. Ten o rezerwacie nic nie słyszał. Od razu jednak wskazuje palcem kierunek, gdy wyjaśniam, że chodzi o lasy czosnkowe.

Reklama

– Trzeba wrócić do tartaku i skręcić w lewo. Takie ważne to miejsce, że aż z miasta tu ściągają? – dziwi się, lustrując tablicę rejestracyjną samochodu.

Obcy najwyraźniej nieczęsto tu zaglądają.

Mimo jego wyjaśnień wcale nie jest łatwo dotrzeć do rezerwatu. Rzekoma droga okazuje się zarośniętą wyboistą ścieżką, na którą strach wjeżdżać samochodem. Podróż przypomina przedzieranie się przez dżunglę. Raz na jakiś czas muszę znów przejechać niemal przez środek czyjegoś gospodarstwa. Ładna pogoda skłania miejscowych do biesiadowania na podwórkach. Emaliowane stoły ponakrywane kwiecistymi obrusami, obstawione jedzeniem i alkoholem, nasuwają skojarzenia ze świętującą Gruzją i jej kwiecistymi toastami. Cała różnica w tym, że tutaj pędzi się bimber, a nie szlachetne wino.

Reklama

Ten pierwszy zresztą sprawdza się o wiele lepiej, kiedy chce się o północy nasłuchiwać ryczących jeleni, lub – jak w przypadku myśliwych – upolować dużego zwierza. Najcieplejsza kurtka zawodzi, ale bimber nigdy.

Gospodarze machają nam na powitanie. Dzieciaki biegną za jadącym wolno autem. Nawet miejscowy oryginał, jegomość w za dużym płaszczu, wiozący na dziecięcym rowerku stos gazet i puszek, pozdrawia nas życzliwie. Witamy w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym!

Po kilku głębszych wybojach docieram na skraj lasu, za którym rozlewa się Jezioro Grodzieńskie, a raczej jego bagienna odnoga. Wysuszone i poskręcane konary drzew, ogrom zielonego, gęstego bagniska... i odurzający zapach niedźwiedziego czosnku. Jest tu najzwyczajniej w świecie pięknie. Zaczynają już ryczeć jelenie, żurawie ćwiczą przed odlotem swoje klucze na niebie, ważki tańczą na brzegu wody w miłosnych akrobacjach, a człowiek bardziej niż kiedykolwiek czuje się częścią inteligentnej całości zwanej przyrodą.

Reklama

Nie ma tu wyznaczonych szlaków, odgrodzonych drzew, ścieżek turystycznych. Dróżki wydeptane przez miejscową ludność, myśliwych lub kłusowników zaprowadzą, gdzie trzeba.



Mierz siły na lornetkę i kalosze

Dwie godziny w zupełności wystarczą, żeby poznać uroki tego miejsca. Jest jeszcze sporo czasu, ruszam więc do rezerwatu Jezioro Rakutowskie w nadziei, że wytropię ćwiczące odlot żurawie. Wieść gminna głosi, że to miejsce ptaki polubiły najbardziej.

Po drodze przerwa we wsi Boża Wola. Mały niebieski domek, podzielony równo na część mieszkalną i przeznaczoną na sklep spożywczy. Obok kościół. Plastikowe krzesła, umieszczone w najsłoneczniejsym miejscu, kuszą, by skonsumować tu piwo. Gdy tak siedzę i grzeję się na słońcu, życie wsi mam jak na dłoni. Wiem kto, gdzie i po co idzie, kto jest pijany, a kto jeździ bez prawa jazdy motocyklem. Przed sklepikiem ludzie zwierzają się sobie bez skrępowania. Tutaj to centrum życia.

Rakutowskie zniknęło. Stoję na wilgotnym piasku przy wieżyczce obserwacyjnej, gdzie jeszcze kilka lat temu była woda. Teraz trzeba iść ze dwieście metrów wśród olbrzymich traw po grząskim gruncie. Jezioro cofnęło się tak bardzo, że nie sposób go znaleźć. Setka wrzeszczących żurawi sadowi się na drugim brzegu, dla mnie niedostępnym. Nawet nie pomyślałam o zabraniu lornetki. Gapa. Muszę zadowolić się podglądaniem z dużej odległości.

Nie trwa to jednak długo. Zaczynam zapadać się w grząskim piasku, a właściwie w mule. Kaloszy też nie wzięłam. Powoli wycofuję się więc z centrum obserwacyjnego, zostawiając ślady głęboko odciśnięte w ziemi, tuż obok śladów saren, jeleni i chyba także łosia.

Teraz do innego jeziora – Lubiechowskiego. A na nim... mnóstwo białych łabędzi! Doskonałym, choć mocno niepewnym miejscem obserwacji okazuje się zdewastowany przez czas pomost. Zwabione chlebem łabędzie podpływają bliżej. Są oswojone – można je karmić z ręki.



Las obronny Mazowsza

Las, który w XVI wieku był nazywany Puszczą Gostyńską i miał chronić granice Mazowsza od zachodu, to dziś część tak zwanego korytarza ekologicznego, łączącego Kampinos z Puszczą Bydgoską i Borami Tucholskimi. I jeden z największych w Polsce kompleksów wydm śródlądowych. Różnica wysokości sięga tu niekiedy trzydziestu metrów. Cały teren, chroniący pradolinę Wisły, jest niczym ser żółty podziurawiony polodowcowymi jeziorami, jeziorkami i bagniskami. Jest ich około czterdziestu na powierzchni 390 kilometrów kwadratowych. Dookoła większych i bardziej urokliwych powstały w latach PRL kurorty, w których bawiła latem spora część Łodzi.

Niektóre poupadały, ale inne przeżywają w sezonie oblężenie. W Skrzynkach nad Jeziorem Skrzyneckim w ciepłe weekendy samochody parkują w zbożu, bo inne miejsca są pozajmowane. Jeśli nie przez auta wczasowiczów, to przez handlarzy, którzy sprzedają tu co się da: od domowej roboty potraw i alkoholu, po telefony i zegarki.

W takie dni uciekam nad niedalekie, opustoszałe jezioro Gościąż. Kąpać się tu nie wolno, bo to jeden z dwunastu rezerwatów przyrody, ale miejscowi pływają tu do woli. I nikt ich nie ściga, przecież leśnicy to też swoi... Tymczasem jest to jezioro unikatowe w skali światowej. Osady denne rejestrują trzynaście tysięcy lat jego historii. Przy odrobinie szczęścia można obserwować tu ryby wyskakujące z wody za owadami. To prawdziwe potwory, rozmiarami przypominają małe rekiny. Dają niezły pokaz.

Kiedy jednak Skrzynki trochę opustoszeją, od razu robi się przyjemniej. Lokalnego kolorytu dodaje miejscowości przyczepa-bar, gdzie przy ladzie pani Basia serwuje wódkę na kieliszki, a zespół śpiewaków emerytów zapodaje ȁE;Siedem dziewcząt z AlbatrosaȁD;. Alkohol robi swoje i pod wieczór panowie zawodzą coraz bardziej bełkotliwie. Tutejszej faunie to jednak nie przeszkadza.



To wciąż puszcza

Zwierzyna w głębi lasu jest już bardziej płochliwa. Oprócz pospolitych saren i jeleni można spotkać w parku łosie, wydry i bobry. Zadomowiły się tu rysie, które przywędrowały z Puszczy Kampinoskiej, idąc w dół Wisły. Zarząd parku planuje introdukcję kilku par wilków. Sporo tu również ptaków. Wśród wielu gatunków wyróżniają się bocian czarny, bąk, batalion, krwawodziób i derkacz (wymieniam te umieszczone w ȁE;Polskiej czerwonej księdze zwierzątȁD;, rejestrującej gatunki zagrożone). Do niedawna w Parku działał też Ośrodek Rehabilitacji i Hodowli Ptaków Chronionych, w którym po raz pierwszy w Europie reintrodukowano sokoła wędrownego. Podobno kilka par tego gatunku gnieździ się teraz na przemysłowych kominach Płocka i Włocławka.

Do spotkań oko w oko najczęściej dochodzi tutaj z dzikiem, sarną i jeleniem. Gdy idzie się po ścieżce, co jakiś czas słyszy się ryki jeleni przywołujących swoje partnerki.

Spodziewałam się ujrzeć jelenia, ale natrafiłam na borsuka. Powiodło mi się niezwykle, jeśli zważyć, że stało się to nocą, podczas jazdy samochodem po leśnym dukcie. Reflektory oświetlają jego ucieczkę: drobnym truchtem pędzi po drodze, potem żwawym susem niknie w zaroślach.

To wciąż puszcza, choć mocno przetrzebiona. Ludzie nauczyli się w niej żyć razem ze zwierzętami. I oby tak zostało na długie lata.



WARTO WIEDZIEĆ

Miejsca warte odwiedzenia

Łąck – zabytkowy park z XIX w. i pseudorenesansowy pałac – przedwojenna letnia rezydencja marszałka Śmigłego-Rydza, a 7 września 1939 roku – kwatera gen. Andersa. W pałacu i parku nakręcono niektóre odcinki ȁE;Stawki większej niż życieȁD;.

Gostynin – miasteczko nad Skrwą. Zachowane grodzisko wczesnośredniowieczne – Góra Dybanka. Najciekawszym zabytkiem jest zespół zabudowań zamkowych z XIV/XV wieku (zamek, wieża i mury przebudowane w latach 1832 – 1834). Na rynku kawiarenka z najsmaczniejszymi słodkościami w okolicy, dobrą kawą i przyzwoitym winem.

Gąbin – w jednym z domów koło ratusza podobno nocował podczas wyprawy rosyjskiej sam Napoleon Bonaparte.

Studzieniec – na wschód od Gąbina znajdziemy imponujące ruiny klasycystycznego pałacu Skarżyńskich (około 1790 r.). To jedno z nielicznych zachowanych bez przeróbek dzieł wybitnego warszawskiego architekta Hilarego Szpilowskiego.

Trasy

Najbardziej urokliwe są okolice wyludnione, z minimalną zabudową lub całkowicie jej pozbawione.

Od wsi Telążna Leśna na wschód ciągnie się całymi kilometrami bardzo zróżnicowany krajobraz poprzecinany wąwozami i wzniesieniami.

W odległości około kilometra na południowy wschód od Telążny Leśnej piękny brzozowy las z mogiłą dwóch radzieckich spadochroniarzy i polskiego chłopca spalonych żywcem przez hitlerowców w czasie wojny.

Od jeziora Gościąż w kierunku Grodziska ciągną się bory dębowe.

Dolina Górnej Skrwy (na południe od Gostynina) to teren dziki i zarośnięty niczym tropikalna dżungla.

Rozrywka

Spacery po lesie, nawet kilkunastokilometrowe, nie wszystkich zadowolą. Poszukiwacze bardziej aktywnego wypoczynku powinni wybrać się do Łącka na naukę jazdy konnej. Początki stadniny łąckiej sięgają 1923 roku.

Komunikacja

Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy jest pod nadzorem Lasów Państwowych. Sieć przecinek widoczna jest na mapie. Kiedy jednak tu dotrzemy, okaże się, że mimo spodziewanych dróg znajdziemy przecinki zarosłe krzakami lub całkowicie nieprzejezdne. Owszem, są tu i drogi uczęszczane, ale głównie na liniach łączących miejscowości leżące na obrzeżach lasów.

Nocleg

W kurortach takich jak Skrzynki czy Lucień w sezonie nie ma z tym problemu, jest tu kilka gospodarstw agroturystycznych. Oprócz domków do wynajęcia są też pola namiotowe (około 5 zł za noc).



Rezerwaty Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego

Park obejmujący powierzchnię 389,5 km kw rozciąga się na obszarze sześciu gmin dwóch sąsiadujących ze sobą województw. Znajduje się tu 14 rezerwatów,

W województwie kujawsko-pomorskim:

Olszyny Rakutowskie

Wójtowski Grąd

Jazy

Jezioro Rakutowskie

Jezioro Radyszyn

Jezioro Łąkie

Gościąż

W województwie mazowieckim:

Dąbrowa Łącka

Korzeń

Jastrząbek

Kresy

Komory

Lucień

Lubaty

Rezerwaty projektowane:

Olszyny Bobrowe

Bór Widłakowy

Krucze Góry